wtorek, 25 marca 2014

Kto się czubi ten się ... ? cz~4

Otworzyłam powoli oczy. Głowa bolała niemiłosiernie. Czułam się niemal tak,  jakby ktoś od środka  walił młotkiem po czaszce. Kiedy obraz pomieszczenia, w którym się znajdowałam się wyostrzył w przeciwległym rogu zobaczyłam Adama- zwanego także nie wiadomo dlaczego Jivanem- i Maksa. Kiedy zauważyli, że się ocknęłam zaprzestali rozmowy. Złapałam się powoli kanapy, na której ktoś mnie położył i usiłowałam wstać. Jednak Keller podszedł i skutecznie mnie powstrzymał.
- Co do...
- Musisz leżeć. Zemdlałaś.
- No straszne! Zemdlałam, wielkie mi halo...
- To nie pierwszy raz?
- Chyba każdy już kiedyś zemdlał, tak?
- Niby tak...
- Nie zachowujesz się jak lekarz, tylko jakbyś był moim ojcem. Nie jesteś nim. Dlaczego ty się tak o mnie troszczysz co?
- Dbam o ciebie.
- Dlaczego? Myślisz, że nie potrafię sama się sobą zająć?
- Patrząc na dzisiejszy przykład, zaczynam się o to obawiać.
- Jednorazowe omdlenie. Po prostu. Miałam nockę, rankiem wyszedł ten karambol, musiałam pomóc to wszystko. Zasłabłam bo nie spałam. Koniec historii.
- Jesteś niemożliwa.
- Wiem dlatego nikt nie może ze mną wytrzymać.
- Podjąłbym się tego trudu...
Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. Kpi sobie ze mnie czy co? Tańszego tekstu jeszcze nie słyszałam! W pewnej chwili zobaczyłam, że Keller swoją twarzą zaczyna niebezpiecznie zbliżać się w stronę mojej...
- Przepraszam bardzo, co ty robisz?
- Chcę cię pocałować.
- Oj, kolego, przykro mi, ale to zły adres. Nie szukam faceta.
Odsunął się ode mnie i wstał. Udał się zrezygnowany w stronę drzwi. Zanim wyszedł, odwrócił się i rzucił krótko przez ramię.
- Jeżeli chcesz to mogę cię odwieźć. Lepiej żebyś teraz nie prowadziła samochodu.
- Lepiej żebyś nie prowadziła samochodu...- zamruczałam pod nosem- Tak jest szefie, już się rwę wypełnić polecenie...
*****
Po powrocie do domu wykończona udałam się po prysznic. Po tym, kiedy jak mi się wydawało ciepła woda zrzuciła ze mnie ogromny ciężar, w znacznie lepszym humorze udałam się do łóżka.
Sen jednak nie nadchodził. Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji . W końcu na powrót zapaliłam światło i sięgnęłam po książkę, którą aktualnie czytałam.
Przebiegając kolejne linijki coraz bardziej odechciewało mi się czytać. Główna bohaterka walczyła na jakiś igrzyskach czy zawodach, na śmierć i życie z innymi, a jej chłopak był poważnie ranny. Nie takiej tematyki w tym momencie potrzebowałam. Skapitulowałam. Leżąc na plecach wpatrywałam się w sufit. W końcu, po wszystkich trudach dzisiejszego dnia, cisza opanowała mieszkanie...

czwartek, 20 marca 2014

Kto się czubi ten się...? cz~3

Następne dwa tygodnie minęły mi stosunkowo szybko. Unikałam Maksa jak ognia. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, chociaż w zasadzie sama nie jestem pewna, w czym mi zawinił. Był nachalny to fakt. Ale przecież nigdy nie zachowywałam się tak tylko z powodu tego, że ktoś raz czy dwa mnie zirytował. No nic, nie zamierzam teraz tego roztrząsać. Chociaż właściwie nie! Zawsze tak myślę "nie będę tego roztrząsać w tej chwili", "nie będę o tym teraz myśleć"! A później co? Same problemy... Dzisiaj naprawdę musze się zastanowić o co w tym wszystkim chodzi, a przede wszystkim- co ja mam do Kellera?
*****
Wychodziłam właśnie po nocce ze szpitala. Byłam przeraźliwie zmęczona, ostatnimi czasy kiepsko sypiałam. Chciałam tylko powiedzieć krótkie 'cześć' do Wileckiego przed wyjściem, ale nie zdążyłam. Przeleciał koło mnie jak burza. Po chwili zauważyłam, że inni lekarze i pielęgniarki poczynają robić to samo. W przelocie ktoś zdążył tylko odpowiedzieć krótko na moje nieme pytanie
-Karambol na moście, wypadek autobusu!
Bez chwili zwłoki sama udałam się w stronę SOR-u. Faktycznie już dało się słyszeć nieustające uciążliwe dla uszu wycie karetek pogotowia. Ile ich było? Osiem? Dziesięć? Czternaście? Zaraz się przekonamy...
*****
Opieka nad pacjentami pochłonęła mnie całkowicie. Nie myślałam o zmęczeniu, głodzie, samoistnie przymykających się powiekach. Interesowały mnie tylko i wyłącznie ludzkie życia. Po skończonej operacji zaszłam ponownie na szpitalny oddział ratunkowy- skrótowo nazywany SOR-em- aby upewnić się czy nie potrzebują jeszcze mojej pomocy. Sytuacja była już względnie opanowana a pacjenci posegregowani na specjalistyczne oddziały pod względem dolegliwości. Zapewniona po stokroć, że na nic im się już nie przydam, udałam się do szatni. Usiadłam na krześle. Po chwili do szatni, jak zwykle z nieustąpującą charyzmą i żywiołowością wpadła Beata.
-Alicja!? A co ty tutaj jeszcze robisz?
-Siedzę.
-Myślę, że powinnaś iść do domu. Musisz się w końcu trochę przespać, inaczej zaharujesz się na śmierć!
-Spokojnie do tego jeszcze daleko...
-Mam taką nadzieję. I liczę na to, że w końcu zaczniesz o siebie dbać.
-A co, ja niby nie dbam o siebie?
-A przyznaj się, byle szczerze- kiedy ostatnio coś jadłaś?
-Tak... koło trzeciej w nocy chyba było...
-Yhym, i co to było o ile można wiedzieć?
-Jabłko..
-Nie no Ala, ty chyba sobie ze mnie kpisz! Wykańczasz się! Jako lekarz powinnaś wiedzieć co nieco o prawidłowym odżywianiu się i zalecanych ilościach snu!
-Ale ja to wszystko wiem...
-To zacznij się do tego stosować. Muszę iść na SOR, mam nadzieję, że kiedy wrócisz do domu to coś zjesz i się prześpisz. A, i jeszcze jedno. Lepiej odpoczywać w domu niż tu.- uśmiechnęła się do mnie i wyszła. Znowu w pomieszczeniu byłam tylko ja i cisza.
-Może i Beata ma rację... Lepiej, jeżeli pójdę do domu...-powiedziałam do siebie pod nosem.
Złapałam się krzesełka i powoli wstałam. Jednak kiedy próbowałam zrobić pierwszy krok, pociemniało mi przed oczami. Usłyszałam tylko jak moja torebka, z wielkim jak mi się wydawało łoskotem opada na ziemię, a chwilę później moje ciało stało się całkowicie bezwładne...

sobota, 15 marca 2014

Kto się czubi ten się...? cz~2

Dzień dobry! Jak wam mija kolejny tydzień?  ;)
__________________________________________________________
Jego oczy miały niesamowitą barwę. Coś między roztopioną mleczną czekoladą a karmelem. Przez dłuższą chwilę nie potrafiłam się oderwać, jednak w końcu zdenerwowanie wzięło górę.
Chrząknęłam.
-Czy mógłbyś w końcu się przesunąć?
-Może mógłbym... a może nie... Jak masz na imię?
-A co cię to obchodzi.
-Zwracasz się do mnie przez "ty", więc stwierdziłem, że powinienem chociaż wiedzieć z kim rozmawiam.
-Mam na imię Alicja. Czy teraz w końcu mogę iść?!
-Hmmm, Alicja... ładne imię, pasuje do ciebie. Maks Keller miło mi.
Ten facet zaczynał mnie coraz bardziej irytować. Czy ja naprawdę wyglądam jakbym miała ochotę na zawieranie nowych znajomości?!
-Tak super, fajnie się gadało, ale spieszę się do domu!
-Dlaczego tak pędzisz, zatrzymaj się na chwilę odpocznij od problemów, odetchnij głęboko...
Znalazł się kolejny prywatny psycholog!
-Powtarzam po raz kolejny- ŚPIESZĘ SIĘ!
-Ale dlaczego, czeka ktoś na ciebie?
-Tak!
Chyba dopiero to go przekonało. Łaskawie w końcu zwolnił mi przejście.
Wsiadłam zdenerwowana do auta, i niemal z piskiem opon odjechałam z parkingu. Jakom cudem jeden człowiek zdołał mnie do tego stopnia wyprowadzić z równowagi?! To prawda, nigdy nie byłam spokojną, poukładaną osobą, ale nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego... Chyba nie polubię się zbytnio z tym całym Kellerem...
*****
Na szczęście przez miasto udało mi się przedrzeć w dosyć przyzwoitym czasie. Zadowolona zaparkowałam pod blokiem. Po wyciągnięciu poczty- jak zwykle same rachunki- i wspięciu się po schodach na to nieszczęsne siódme piętro, stanęłam wreszcie przed drzwiami. Dziwnym przypadkiem dziś udało mi się to zrobić stosunkowo szybko. Buty i torebkę odrzuciłam niedbale w bok.
Opadłam na kanapę. Pierwszego dnia w Copernicusie nie przydzieliłabym raczej do tych dobrych.
Jeszcze w dodatku cały ten lekarzyna. Nie dało się od niego odczepić. Nieznośny facet...
Ale co tam, nie przyjechałam tu żeby się zakochiwać tylko aby się rozwijać! Kolejne nowe mieszkanie, nowy szpital... Może chociaż tutaj zostanę dłużej niż pół roku. No nic, jeszcze  zobaczymy jak to wszystko się potoczy...
*****
Hmmm... Dzisiaj nie było tak źle. Keller się odczepił, od razu dostałam samodzielną operację, mamy w miarę fajne osoby na chirurgii... Toruń jednak chyba nie był takim złym pomysłem. Poczułam wibrację w prawej kieszeni. Wyciągnęłam telefon. Dzwoniła dziewczyna, z którą udało mi się złapać od razu świetny kontakt. Niejaka Beata Jasińska- córka ordynatora chirurgii. Odczytałam treść sms'a. "Chodź szybko do bufetu, chciałabym ci kogoś przedstawić :)". Ehh, no nic w końcu i tak mam chwilę wolnego a lepiej na początku od razu jej nie drażnić.
Kiedy weszłam do naszego szpitalnego "baru", krew zabuzowała mi w żyłach. Przy stoliku siedział obok Beaty nie kto inny jak Maks Keller! Zacisnęłam zęby i ruszyłam powoli w ich stronę.
-Hej.
-Hej Ala. Słuchaj to jest Maks, Maks Keller, jest u nas chirurgiem. Zauważyłam, że nie mieliście czasu się zapoznać. W ogóle ze sobą nie rozmawiacie...
-Tak się składa, że my się już znamy- powiedziałam tonem, który nie był raczej oznaką chęci zaprzyjaźnienia się. Usiadłam przy stoliku.
-Tak znamy, znamy...
-No, to co tam u was. Dlaczego nic nie mówicie? Bo wiecie, my z Filipem ost...
W najmniejszym stopniu w tym momencie nie obchodziło mnie, co mówi Beata.Znowu zaczął na mnie patrzeć. Jego spojrzenie było nie do zniesienia. Nie mogłam tu dłużej siedzieć. Pożegnałam się grzecznie, kupiłam butelkę wody mineralnej i lekko nerwowym krokiem opuściłam bufet. Co za bezczelne zachowanie z jego strony....

środa, 12 marca 2014

Kto się czubi ten się...?

Witajcie! Wracam po przerwie i udało mi się nawet coś napisać. Na razie mam jednak dopiero kilka części, więc nie wiem jak to wyjdzie z publikacją ; ).
____________________________________________________________________
*****
Zamknęłam drzwi mieszkania. Zbiegłam szybko po schodach. Wsiadłam do samochodu. Przekręciłam kluczyk w stacyjce. Zero odzewu. Powtórzyłam czynność. Znowu cisza. Powiedziałam pod nosem słowa, których w żadnym wypadku nie przystoi mówić kobiecie. Mój samochód łaskawie w końcu zapalił. Ruszyłam pędem spod domu. Tak, to nie będzie dobry dzień. Jedne czerwone światła. Drugie czerwone światła... Myślałam, że nigdy nie będzie mi dane zaparkować pod szpitalem. To tutaj dzisiaj zaczynałam pracę. Kolejną zresztą. Byłam już w szpitalach w całej Polsce, a także poza jej granicami. Zamknęłam szybko samochód i pospiesznym krokiem udałam się w stronę głównego wejścia. Bez większych trudności znalazłam gabinet dyrektora. Nie przejmując się wymogami etykiety, takimi jak na przykład zapukanie do drzwi, wtargnęłam do środka jak burza. Gdy tylko spostrzegłam, że dyrektorka nie jest sama, rumieniec wpełzł mi na twarz, wymamrotałam tylko ciche mrukliwe 'przepraszam', i w te pędy udałam się w kierunku wyjścia z pomieszczenia.
Poczekałam chwilę przed drzwiami. Po chwili wyszedł z nich postawny mężczyzna. Uśmiechnął się półgębkiem w moją stronę. Zanim odszedł, zdążyłam jeszcze odczytać z jego plakietki- "Piotr Wanat; Dr. ginekolog- położnik". Prychnęłam pod nosem. Nie będzie się ze mnie jakoś ginekolog od siedmiu boleści naśmiewał.  Stanęłam ponownie przed drzwiami. Tym razem zapukałam i cierpliwie czekałam, aż w końcu jakiś delikatny głos odezwał się słowem "proszę". Weszłam. Za biurkiem siedziała kobieta, na oko 44-46 letnia. Miała brązowe włosy, ścięte mniej więcej na wysokości ucha.
Zmarszczki wokół jej oczu świadczyły o tym, że często się śmiała. Sprawiała wrażenie całkiem sympatycznej i otwartej osoby, jednak nauczona doświadczeniem nie zamierzałam na razie zbytnio się spoufalać.
-Usiądź proszę.
Podeszłam powoli do krzesła i osuwając je, zrobiłam to o co mnie prosiła.
-Nazywam się Elżbieta Bosak, jestem dyrektorem tego szpitala. A pani jak mniemam to...
-Alicja Szymańska.- wyprzedziłam ją- I na wstępie chciałam przeprosić za moje niekulturalne zachowanie. Przerwałam państwu rozmowę...
-Nic się nie stało. Z twoim CV zapoznałam się wcześniej. Nie powiem, masz za sobą wiele sukcesów, musisz być naprawdę dobra.
-Czy ja wiem czy dobra.. Dużo się uczyłam, musiałam też zrezygnować z wielu rzeczy. Ale spełniłam swoje marzenia...
-Widzę, że nie żałujesz.
-Nie, gdybym miała jeszcze raz to przeżywać, wybrałabym tą samą ścieżkę. Cieszę się, że mogę pomagać ludziom, a w dodatku w zasadzie ciągle uczę się nowych rzeczy, które potem mam szansę wykorzystać. Mam jeszcze jedno pytanie...
-Tak?
-Kiedy mogłabym mieć pierwszy dyżur?
-A kiedy byś chciała?
-Jak najszybciej, najlepiej dzisiaj.
-Dzisiaj raczej nie da rady, ale jutro na pewno możesz się rano stawić. Odprawa jest o 8 rano. A tymczasem chodź, zapoznam cię z pracownikami i pokażę mój szpital.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Znałam tą kobietę dopiero kilka chwil, a już zdążyła zdobyć moją sympatię. A z tym raczej u mnie ciężko....
*****
Po skończeniu dzisiejszej "pracy"- w końcu prawie nic nie robiłam- udałam się do szatni.
Miałam już zamiar opuścić szpital, kiedy nagle w drzwiach stanął mi nieznany dotąd mężczyzna.
Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Skoro już mnie tak dokładnie obejrzałeś, to mogę iść?- powiedziałam z niemałym sarkazmem. Spojrzał mi w oczy.
-Czy ja wiem...
_________________________________________________________________
W zasadzie, sama nwm jak to wyszło. Jakoś tak na spontana i jest. Piszcie w komentarzach, czy mam kontynuować czy może lepiej zabrać się za coś nowego ;p   Pozdrawiam.
                                                                                                                                         Tina ;*