środa, 1 października 2014

Kto się czubi ten się...? cz~6

Tak, jeszcze tylko jego mi do szczęścia brakowało! Czy ja nie mogę sobie tak po prostu spokojnie pomieszkać? To powoli robi się nie do zniesienia!
-Ty tak na serio?
-Co?
-Z tym Kellerem?
-Wiesz Alicja, nie widzę najmniejszego powodu żeby żartować- zaśmiała się.
-Powiedz mi... Czy naprawdę nie mogę sobie tak po prostu samotnie pomieszkać? Musi być zaraz facet chcący uprzykrzać mi życie? Co jest ze mną nie tak?
-No wiesz.. Jesteś ładna, z porządnym zawodem, niegłupia... Facetów to kręci- puściła oczko.
-Ty, Sylwia.. macie te same cechy!
-Po pierwsze- przecież Keller jest w cale niebrzydki- ponownie puściła do mnie oczko (a może to po prostu taki tik nerwowy?) - a po drugie... przecież nie musisz od razu za niego wychodzić tak? -roześmiała się. Nie byłam typem zbytnio lubiącej towarzystwo osoby no ale cóż. Może one mają rację? Cały czas broniłam się przed jakimikolwiek uczuciami, interesowała mnie tylko praca. Może nadszedł czas aby coś zmienić?
*****
Wybiegłam z windy. Nagły przypadek, wypadek samochodowy gdzieś w środku miasta. Potrzebowali jeszcze jednego chirurga.
Musiałam przyznać- z nikim nie współpracowało mi się tak dobrze jak z Maksem. Udało nam się uratować wszystkich poszkodowanych, i po półtorej godziny sytuacja wydawała się opanowana. Zmęczona powędrowałam do lekarskiego. Zapowiadało się jakieś pół godziny przerwy. Oklapłam na kanapę, przymykając oczy. Po chwili ktoś wszedł. Nie przejęłam się tym zbytnio.. dopóki ta osoba nie usiadła na kanapie i nie objęła mnie ramieniem. No tak. Keller. W końcu trzeba będzie z nim porozmawiać...
-Eh, odwaliliśmy kawał dobrej roboty co Alicja?- otworzyłam lekko oczy i spojrzałam na niego. Wyglądał na rozluźnionego i... szczęśliwego?
-Zgadzam się doktorze.
Otworzył oczy.
-Doktorze?- spytał ze zdziwieniem.
-Nie życzy pan sobie żeby tak się do pana zwracać? Zgadzam się... pacjencie? Tak może być? Pacjencie będzie odpowiednie?- trafiłam w dziesiątkę. Zaczynał wyglądać na nieźle skołowanego. Sama nie wiem co ta zabawa miała mieć na celu, ale jak na razie było całkiem zabawnie.
-O co ci chodzi?
-Mi? O nic! - powoli zaczynałam się uśmiechać.
-Czy ty się ze mnie przypadkiem nie nabijasz?
-Ja? Panie pacjencie, no proszę pana, gdzieżbym śmiała!?- spojrzał na mnie w taki sposób, że nie wytrzymałam, wybuchłam głośnym śmiechem.
-A mówił już ktoś pani, pani doktor, że pięknie pani wygląda z uśmiechem na ustach? Powinna go pani częściej zakładać.- oj, sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Maks niebezpiecznie zaczął zbliżać się swoją głową. Jakieś cholerne deja vu??
-Czy ty chcesz mnie pocałować?
-Nie no, czy ty zawsze psujesz takie momenty? Ten tekst będzie się pojawiał za każdym razem kiedy będę chciał cię pocałować? Kobieto i jak ja mam wytrzymać z tobą w związku małżeńskim co?
-Że co przepraszam bardzo?! Jaki związek małżeński?
Keller najwyraźniej nie miał w tej chwili czasu na wyjaśnienia. Pocałował mnie (bez mojej zgody, co za palant!) i najwyraźniej się spieszył bo zaczął energicznym tempem iść w stronę wyjścia.
-Hej Maks, jeszcze nie skończyliśmy!
-Kobieto, jeden buziak ci nie wystarczy? Co ty masz za żądze, chociaż w pracy mogłabyś się powstrzymać! Ale spokojnie, i tak będę najlepszym mężem jakiego mogłaś sobie wymarzyć, pa moja przyszła żono!- i już go nie było.
Kompletnie zdezorientowana na powrót usiadłam. Wszystko to działo się za szybko. Nie wiem o co mu tym razem chodziło, ta sytuacja stawała się coraz dziwniejsza.. Jednak bardziej przerażało mnie to, że chyba zaczynała mi się podobać!
________________________________________
No cóż, znajdując chociaż jedną chwilę, postanowiłam wykorzystać ją na nową część. Nie ukrywam, że jestem teraz w nowej szkole i muszę się znowu wdrożyć w godzenie wszystkich tych rzeczy. Skrycie marzę, żeby móc dalej pisać, ale z całą pewnością nie będzie to pisanie regularne. Mam nadzieję, że będziecie wpadać nawet na takie spontaniczne części albo jednorazówki i jeszcze o mnie nie zapomnieliście ;) Żegnam się z Wami i idę zakuwać do sprawdzianu z historii sztuki, pa :*

sobota, 5 lipca 2014

Powracam z kontynuacją! Kto się czubi ten się...? cz~5

Powracam! Który to już raz?- nie mam pojęcia ;) Z natłoku obowiązków nie miałam czasu na pisanie. Ale jak to ktoś mi powiedział : "Kiedy raz zaczniesz pisać, to nie da Ci już spokoju". I tak jest naprawdę. Niby skrobałam ten swój 'pamiętnik', ale prawda jest taka, że kocham pisać i nie mogę bez tego wytrzymać. Tak więc przychodzę do Was dzisiaj, ze starym opowiadaniem, ale niezmęczonym szkołą umysłem otwartym na lekarzowe opowiadania :D Z przerażeniem stwierdzam jednak, że nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam czyjeś opowiadanie o serialu... Będzie nadrabiania, oj będzie..
A teraz zapraszam na nową część!( Mam nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta o co w tym wszystkim chodziło ;) )
****
Wstałam w miarę wypoczęta. A co dziwne, nawet humor mi dopisywał. Szkoda tylko, że pogoda kompletnie się z nim nie zgrała. Lało jak z cebra. Trudno, i tak prawdopodobnie czekał mnie nudny dyżur.
Kiedy weszłam do szatni z uśmiechem na ustach zauważyłam przebierającą się Beatę. Ta sympatyczna, niższa ode mnie o pół głowy brunetka naprawdę przypadła mi do gustu.
-Hej!
-O, cześć Ala. Jak się czujesz, słyszałam że wczoraj zemdlałaś, a nie mówiłam? Powinnaś się wziąć za siebie, pilnować regularnego jedzenia, snu...- musiałam jakoś przerwać tą wyliczankę.
-Ok, ok. To może w ramach regularnego jedzenia wyskoczymy dziś razem do kawiarni?
-Chętnie. Wybacz, ale muszę już iść.- uśmiechnęła się po raz ostatni i opuściła pomieszczenie.
Na moje szczęście nie miałam dzisiaj żadnej większej operacji. W zasadzie tylko siedziałam i wypełniałam papiery. Czasami takie nieaktywne dni też się przydają.
Po pracy spotkałam się z Beatą. Naprawdę podobało mi się to, że miałam w szpitalu kogoś z kim mogłam pogadać.
-Wiesz czasami denerwuje mnie to, że po dyżurze wracam do pustego mieszkania. Że nikt na mnie nie czeka.
-Znam to uczucie. Kiedy nie było Filipa, nie miałam w ogóle potrzeby wracać do domu. Może powinnaś sobie kogoś znaleźć?
-Kolejny facet? Nie dziękuję, mam ich już serdecznie dość. - wbiłam wzrok w kawę.
-To może jakieś zwierzę?
-Zwierzę? Beata czy ty siebie słyszysz? Siedzimy w pracy od rana do wieczora, czasami nawet dłużej. Nie chcę żeby jakiś zwierzak był nieszczęśliwy tylko przez to, że ja mam ochotę mieć powód by wracać szybciej do domu.
-Wolisz być wiecznie samotna?
Nie odpowiedziałam jej. W dalszym ciągu zawzięcie wpatrywałam się w filiżankę z zimnym już napojem.
-Przepraszam nie chciałam tego powiedzieć. Wiem, że znamy się dopiero kilka dni, i co ja mogę wiedzieć o Twojej sytuacji, ale.. martwię się o Ciebie. Czuję, że w końcu mogę mieć prawdziwą przyjaciółkę.
-Nie musisz przepraszać. Wiem, o tym że powinnam w końcu otworzyć się na innych, ale ja... po prostu nie potrafię, boję się po raz kolejny zostać zraniona. Zmieńmy temat, opowiedz mi lepiej o tym waszym Kellerze. Uczepił się mnie jak rzep, i nie chce odpuścić.
-Hmm... No cóż, to dłuższa historia. Rodzice Maksa mieszkają w Szwajcarii. On sam przyjechał tu po tym jak tam zostawiła go narzeczona, odeszła do innego. Bardzo to przeżył, chciał oderwać się od tamtych znajomych, miejsc, mieszkania. A że jego rodzice i mój ojciec byli niegdyś bardzo dobrymi znajomymi, tata chętnie przyjął go do pracy. Szybko się zaaklimatyzował. Po miesiącu czy dwóch coś zaczęło iskrzyć miedzy nim a Żelichowską, wiesz tą ginekolożką. Przez kilka miesięcy byli razem, po czym ona wyjechała do innego miasta. Nikt nie wie co tak w zasadzie między nimi zaszło. Keller zamknął się w sobie, nie był skory do rozmów, chodził lekko przygaszony. Po mniej więcej dwóch tygodniach Bosak przyjęła nowego ginekologa- niejaką Annę Bros. Wiesz to ta blondynka, młodziutka, wiecznie wisi na ramieniu Wanata. Po upływie miesiąca Maks zaczął wracać do siebie. Wrócił dawny żartowniś. Ale prawdziwe ożywienie zapanowało kilka dni temu w związku z przybyciem nowego chirurga. Zaczął chodzić rozpromieniony, nieustannie do wszystkich się uśmiecha, ciągle kogoś zagaduje. Domyślasz się o kim mówię?
-O matko...

wtorek, 25 marca 2014

Kto się czubi ten się ... ? cz~4

Otworzyłam powoli oczy. Głowa bolała niemiłosiernie. Czułam się niemal tak,  jakby ktoś od środka  walił młotkiem po czaszce. Kiedy obraz pomieszczenia, w którym się znajdowałam się wyostrzył w przeciwległym rogu zobaczyłam Adama- zwanego także nie wiadomo dlaczego Jivanem- i Maksa. Kiedy zauważyli, że się ocknęłam zaprzestali rozmowy. Złapałam się powoli kanapy, na której ktoś mnie położył i usiłowałam wstać. Jednak Keller podszedł i skutecznie mnie powstrzymał.
- Co do...
- Musisz leżeć. Zemdlałaś.
- No straszne! Zemdlałam, wielkie mi halo...
- To nie pierwszy raz?
- Chyba każdy już kiedyś zemdlał, tak?
- Niby tak...
- Nie zachowujesz się jak lekarz, tylko jakbyś był moim ojcem. Nie jesteś nim. Dlaczego ty się tak o mnie troszczysz co?
- Dbam o ciebie.
- Dlaczego? Myślisz, że nie potrafię sama się sobą zająć?
- Patrząc na dzisiejszy przykład, zaczynam się o to obawiać.
- Jednorazowe omdlenie. Po prostu. Miałam nockę, rankiem wyszedł ten karambol, musiałam pomóc to wszystko. Zasłabłam bo nie spałam. Koniec historii.
- Jesteś niemożliwa.
- Wiem dlatego nikt nie może ze mną wytrzymać.
- Podjąłbym się tego trudu...
Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. Kpi sobie ze mnie czy co? Tańszego tekstu jeszcze nie słyszałam! W pewnej chwili zobaczyłam, że Keller swoją twarzą zaczyna niebezpiecznie zbliżać się w stronę mojej...
- Przepraszam bardzo, co ty robisz?
- Chcę cię pocałować.
- Oj, kolego, przykro mi, ale to zły adres. Nie szukam faceta.
Odsunął się ode mnie i wstał. Udał się zrezygnowany w stronę drzwi. Zanim wyszedł, odwrócił się i rzucił krótko przez ramię.
- Jeżeli chcesz to mogę cię odwieźć. Lepiej żebyś teraz nie prowadziła samochodu.
- Lepiej żebyś nie prowadziła samochodu...- zamruczałam pod nosem- Tak jest szefie, już się rwę wypełnić polecenie...
*****
Po powrocie do domu wykończona udałam się po prysznic. Po tym, kiedy jak mi się wydawało ciepła woda zrzuciła ze mnie ogromny ciężar, w znacznie lepszym humorze udałam się do łóżka.
Sen jednak nie nadchodził. Przewracałam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji . W końcu na powrót zapaliłam światło i sięgnęłam po książkę, którą aktualnie czytałam.
Przebiegając kolejne linijki coraz bardziej odechciewało mi się czytać. Główna bohaterka walczyła na jakiś igrzyskach czy zawodach, na śmierć i życie z innymi, a jej chłopak był poważnie ranny. Nie takiej tematyki w tym momencie potrzebowałam. Skapitulowałam. Leżąc na plecach wpatrywałam się w sufit. W końcu, po wszystkich trudach dzisiejszego dnia, cisza opanowała mieszkanie...

czwartek, 20 marca 2014

Kto się czubi ten się...? cz~3

Następne dwa tygodnie minęły mi stosunkowo szybko. Unikałam Maksa jak ognia. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, chociaż w zasadzie sama nie jestem pewna, w czym mi zawinił. Był nachalny to fakt. Ale przecież nigdy nie zachowywałam się tak tylko z powodu tego, że ktoś raz czy dwa mnie zirytował. No nic, nie zamierzam teraz tego roztrząsać. Chociaż właściwie nie! Zawsze tak myślę "nie będę tego roztrząsać w tej chwili", "nie będę o tym teraz myśleć"! A później co? Same problemy... Dzisiaj naprawdę musze się zastanowić o co w tym wszystkim chodzi, a przede wszystkim- co ja mam do Kellera?
*****
Wychodziłam właśnie po nocce ze szpitala. Byłam przeraźliwie zmęczona, ostatnimi czasy kiepsko sypiałam. Chciałam tylko powiedzieć krótkie 'cześć' do Wileckiego przed wyjściem, ale nie zdążyłam. Przeleciał koło mnie jak burza. Po chwili zauważyłam, że inni lekarze i pielęgniarki poczynają robić to samo. W przelocie ktoś zdążył tylko odpowiedzieć krótko na moje nieme pytanie
-Karambol na moście, wypadek autobusu!
Bez chwili zwłoki sama udałam się w stronę SOR-u. Faktycznie już dało się słyszeć nieustające uciążliwe dla uszu wycie karetek pogotowia. Ile ich było? Osiem? Dziesięć? Czternaście? Zaraz się przekonamy...
*****
Opieka nad pacjentami pochłonęła mnie całkowicie. Nie myślałam o zmęczeniu, głodzie, samoistnie przymykających się powiekach. Interesowały mnie tylko i wyłącznie ludzkie życia. Po skończonej operacji zaszłam ponownie na szpitalny oddział ratunkowy- skrótowo nazywany SOR-em- aby upewnić się czy nie potrzebują jeszcze mojej pomocy. Sytuacja była już względnie opanowana a pacjenci posegregowani na specjalistyczne oddziały pod względem dolegliwości. Zapewniona po stokroć, że na nic im się już nie przydam, udałam się do szatni. Usiadłam na krześle. Po chwili do szatni, jak zwykle z nieustąpującą charyzmą i żywiołowością wpadła Beata.
-Alicja!? A co ty tutaj jeszcze robisz?
-Siedzę.
-Myślę, że powinnaś iść do domu. Musisz się w końcu trochę przespać, inaczej zaharujesz się na śmierć!
-Spokojnie do tego jeszcze daleko...
-Mam taką nadzieję. I liczę na to, że w końcu zaczniesz o siebie dbać.
-A co, ja niby nie dbam o siebie?
-A przyznaj się, byle szczerze- kiedy ostatnio coś jadłaś?
-Tak... koło trzeciej w nocy chyba było...
-Yhym, i co to było o ile można wiedzieć?
-Jabłko..
-Nie no Ala, ty chyba sobie ze mnie kpisz! Wykańczasz się! Jako lekarz powinnaś wiedzieć co nieco o prawidłowym odżywianiu się i zalecanych ilościach snu!
-Ale ja to wszystko wiem...
-To zacznij się do tego stosować. Muszę iść na SOR, mam nadzieję, że kiedy wrócisz do domu to coś zjesz i się prześpisz. A, i jeszcze jedno. Lepiej odpoczywać w domu niż tu.- uśmiechnęła się do mnie i wyszła. Znowu w pomieszczeniu byłam tylko ja i cisza.
-Może i Beata ma rację... Lepiej, jeżeli pójdę do domu...-powiedziałam do siebie pod nosem.
Złapałam się krzesełka i powoli wstałam. Jednak kiedy próbowałam zrobić pierwszy krok, pociemniało mi przed oczami. Usłyszałam tylko jak moja torebka, z wielkim jak mi się wydawało łoskotem opada na ziemię, a chwilę później moje ciało stało się całkowicie bezwładne...

sobota, 15 marca 2014

Kto się czubi ten się...? cz~2

Dzień dobry! Jak wam mija kolejny tydzień?  ;)
__________________________________________________________
Jego oczy miały niesamowitą barwę. Coś między roztopioną mleczną czekoladą a karmelem. Przez dłuższą chwilę nie potrafiłam się oderwać, jednak w końcu zdenerwowanie wzięło górę.
Chrząknęłam.
-Czy mógłbyś w końcu się przesunąć?
-Może mógłbym... a może nie... Jak masz na imię?
-A co cię to obchodzi.
-Zwracasz się do mnie przez "ty", więc stwierdziłem, że powinienem chociaż wiedzieć z kim rozmawiam.
-Mam na imię Alicja. Czy teraz w końcu mogę iść?!
-Hmmm, Alicja... ładne imię, pasuje do ciebie. Maks Keller miło mi.
Ten facet zaczynał mnie coraz bardziej irytować. Czy ja naprawdę wyglądam jakbym miała ochotę na zawieranie nowych znajomości?!
-Tak super, fajnie się gadało, ale spieszę się do domu!
-Dlaczego tak pędzisz, zatrzymaj się na chwilę odpocznij od problemów, odetchnij głęboko...
Znalazł się kolejny prywatny psycholog!
-Powtarzam po raz kolejny- ŚPIESZĘ SIĘ!
-Ale dlaczego, czeka ktoś na ciebie?
-Tak!
Chyba dopiero to go przekonało. Łaskawie w końcu zwolnił mi przejście.
Wsiadłam zdenerwowana do auta, i niemal z piskiem opon odjechałam z parkingu. Jakom cudem jeden człowiek zdołał mnie do tego stopnia wyprowadzić z równowagi?! To prawda, nigdy nie byłam spokojną, poukładaną osobą, ale nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego... Chyba nie polubię się zbytnio z tym całym Kellerem...
*****
Na szczęście przez miasto udało mi się przedrzeć w dosyć przyzwoitym czasie. Zadowolona zaparkowałam pod blokiem. Po wyciągnięciu poczty- jak zwykle same rachunki- i wspięciu się po schodach na to nieszczęsne siódme piętro, stanęłam wreszcie przed drzwiami. Dziwnym przypadkiem dziś udało mi się to zrobić stosunkowo szybko. Buty i torebkę odrzuciłam niedbale w bok.
Opadłam na kanapę. Pierwszego dnia w Copernicusie nie przydzieliłabym raczej do tych dobrych.
Jeszcze w dodatku cały ten lekarzyna. Nie dało się od niego odczepić. Nieznośny facet...
Ale co tam, nie przyjechałam tu żeby się zakochiwać tylko aby się rozwijać! Kolejne nowe mieszkanie, nowy szpital... Może chociaż tutaj zostanę dłużej niż pół roku. No nic, jeszcze  zobaczymy jak to wszystko się potoczy...
*****
Hmmm... Dzisiaj nie było tak źle. Keller się odczepił, od razu dostałam samodzielną operację, mamy w miarę fajne osoby na chirurgii... Toruń jednak chyba nie był takim złym pomysłem. Poczułam wibrację w prawej kieszeni. Wyciągnęłam telefon. Dzwoniła dziewczyna, z którą udało mi się złapać od razu świetny kontakt. Niejaka Beata Jasińska- córka ordynatora chirurgii. Odczytałam treść sms'a. "Chodź szybko do bufetu, chciałabym ci kogoś przedstawić :)". Ehh, no nic w końcu i tak mam chwilę wolnego a lepiej na początku od razu jej nie drażnić.
Kiedy weszłam do naszego szpitalnego "baru", krew zabuzowała mi w żyłach. Przy stoliku siedział obok Beaty nie kto inny jak Maks Keller! Zacisnęłam zęby i ruszyłam powoli w ich stronę.
-Hej.
-Hej Ala. Słuchaj to jest Maks, Maks Keller, jest u nas chirurgiem. Zauważyłam, że nie mieliście czasu się zapoznać. W ogóle ze sobą nie rozmawiacie...
-Tak się składa, że my się już znamy- powiedziałam tonem, który nie był raczej oznaką chęci zaprzyjaźnienia się. Usiadłam przy stoliku.
-Tak znamy, znamy...
-No, to co tam u was. Dlaczego nic nie mówicie? Bo wiecie, my z Filipem ost...
W najmniejszym stopniu w tym momencie nie obchodziło mnie, co mówi Beata.Znowu zaczął na mnie patrzeć. Jego spojrzenie było nie do zniesienia. Nie mogłam tu dłużej siedzieć. Pożegnałam się grzecznie, kupiłam butelkę wody mineralnej i lekko nerwowym krokiem opuściłam bufet. Co za bezczelne zachowanie z jego strony....

środa, 12 marca 2014

Kto się czubi ten się...?

Witajcie! Wracam po przerwie i udało mi się nawet coś napisać. Na razie mam jednak dopiero kilka części, więc nie wiem jak to wyjdzie z publikacją ; ).
____________________________________________________________________
*****
Zamknęłam drzwi mieszkania. Zbiegłam szybko po schodach. Wsiadłam do samochodu. Przekręciłam kluczyk w stacyjce. Zero odzewu. Powtórzyłam czynność. Znowu cisza. Powiedziałam pod nosem słowa, których w żadnym wypadku nie przystoi mówić kobiecie. Mój samochód łaskawie w końcu zapalił. Ruszyłam pędem spod domu. Tak, to nie będzie dobry dzień. Jedne czerwone światła. Drugie czerwone światła... Myślałam, że nigdy nie będzie mi dane zaparkować pod szpitalem. To tutaj dzisiaj zaczynałam pracę. Kolejną zresztą. Byłam już w szpitalach w całej Polsce, a także poza jej granicami. Zamknęłam szybko samochód i pospiesznym krokiem udałam się w stronę głównego wejścia. Bez większych trudności znalazłam gabinet dyrektora. Nie przejmując się wymogami etykiety, takimi jak na przykład zapukanie do drzwi, wtargnęłam do środka jak burza. Gdy tylko spostrzegłam, że dyrektorka nie jest sama, rumieniec wpełzł mi na twarz, wymamrotałam tylko ciche mrukliwe 'przepraszam', i w te pędy udałam się w kierunku wyjścia z pomieszczenia.
Poczekałam chwilę przed drzwiami. Po chwili wyszedł z nich postawny mężczyzna. Uśmiechnął się półgębkiem w moją stronę. Zanim odszedł, zdążyłam jeszcze odczytać z jego plakietki- "Piotr Wanat; Dr. ginekolog- położnik". Prychnęłam pod nosem. Nie będzie się ze mnie jakoś ginekolog od siedmiu boleści naśmiewał.  Stanęłam ponownie przed drzwiami. Tym razem zapukałam i cierpliwie czekałam, aż w końcu jakiś delikatny głos odezwał się słowem "proszę". Weszłam. Za biurkiem siedziała kobieta, na oko 44-46 letnia. Miała brązowe włosy, ścięte mniej więcej na wysokości ucha.
Zmarszczki wokół jej oczu świadczyły o tym, że często się śmiała. Sprawiała wrażenie całkiem sympatycznej i otwartej osoby, jednak nauczona doświadczeniem nie zamierzałam na razie zbytnio się spoufalać.
-Usiądź proszę.
Podeszłam powoli do krzesła i osuwając je, zrobiłam to o co mnie prosiła.
-Nazywam się Elżbieta Bosak, jestem dyrektorem tego szpitala. A pani jak mniemam to...
-Alicja Szymańska.- wyprzedziłam ją- I na wstępie chciałam przeprosić za moje niekulturalne zachowanie. Przerwałam państwu rozmowę...
-Nic się nie stało. Z twoim CV zapoznałam się wcześniej. Nie powiem, masz za sobą wiele sukcesów, musisz być naprawdę dobra.
-Czy ja wiem czy dobra.. Dużo się uczyłam, musiałam też zrezygnować z wielu rzeczy. Ale spełniłam swoje marzenia...
-Widzę, że nie żałujesz.
-Nie, gdybym miała jeszcze raz to przeżywać, wybrałabym tą samą ścieżkę. Cieszę się, że mogę pomagać ludziom, a w dodatku w zasadzie ciągle uczę się nowych rzeczy, które potem mam szansę wykorzystać. Mam jeszcze jedno pytanie...
-Tak?
-Kiedy mogłabym mieć pierwszy dyżur?
-A kiedy byś chciała?
-Jak najszybciej, najlepiej dzisiaj.
-Dzisiaj raczej nie da rady, ale jutro na pewno możesz się rano stawić. Odprawa jest o 8 rano. A tymczasem chodź, zapoznam cię z pracownikami i pokażę mój szpital.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Znałam tą kobietę dopiero kilka chwil, a już zdążyła zdobyć moją sympatię. A z tym raczej u mnie ciężko....
*****
Po skończeniu dzisiejszej "pracy"- w końcu prawie nic nie robiłam- udałam się do szatni.
Miałam już zamiar opuścić szpital, kiedy nagle w drzwiach stanął mi nieznany dotąd mężczyzna.
Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Skoro już mnie tak dokładnie obejrzałeś, to mogę iść?- powiedziałam z niemałym sarkazmem. Spojrzał mi w oczy.
-Czy ja wiem...
_________________________________________________________________
W zasadzie, sama nwm jak to wyszło. Jakoś tak na spontana i jest. Piszcie w komentarzach, czy mam kontynuować czy może lepiej zabrać się za coś nowego ;p   Pozdrawiam.
                                                                                                                                         Tina ;*

wtorek, 11 lutego 2014

Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską... cz~6

Witajcie ponownie! Jak pewnie zauważyliście (o ile jeszcze ktoś czyta), bardzo rzadko coś się tutaj pojawia. Jest to spowodowane natłokiem nauki, i nie mam zbyt wiele czasu na pisanie. Mam też ogromne zaległości w waszych blogach. Nieoczekiwanie kończę bieżące opowiadanie, ponieważ stwierdziłam, że lepiej jest je teraz  "przerwać" aniżeli posty miałyby się pojawiać raz na przysłowiowe 1000 lat ;) Kiedy będę miała trochę czasu wolnego zapewne zabiorę się za coś nowego, bo za długo bez pisania nie wytrzymam. Pozdrawiam i zapraszam na ostatnią część. :)
*****

Pół roku później
Do tej pory nie wiem dlaczego w tamtym momencie zrobiłam taki wywód. Może gdybym powiedziała prawdę, wszystko poszłoby łatwiej... Nie byłoby całego tego zamieszania i intrygi, a muszę przyznać, że to ja ponoszę największą winę w tym wszystkim...
Ale cofnijmy się w czasie o sześć miesięcy. Teraz kiedy patrzę na tamte wydarzenia w innym świetle, chce mi się najzwyczajniej w świecie śmiać. Jednak wtedy, nie było to bynajmniej zabawne.
Po spotkaniu z dziewczynami Maks dzwonił jeszcze parokrotnie. Najpierw lekceważyłam telefony, w końcu zablokowałam numer, bo mój mąż stał się uciążliwy. Mój tok myślenia był mniej więcej taki : "zdradził mnie i nie będę więcej przez niego cierpieć". Nie chciałam słuchać wytłumaczeń, a przecież gdybym to zrobiła wszystko rozwiązałoby się szybko i sprawnie. Po jakimś czasie zadzwoniła także kobieta, przedstawiając się jako Karolina Keller. Powiedziała, że Maks jest jej bratem, to ona odebrała i w tamtym momencie, fakt, pokazała całą sytuacje z innej strony, jednak ja w dalszym ciągu nie byłam całkiem przekonana co do szczerości jej słów. Postanowiłam, że tam pojadę. Moi rodzice od dawna próbowali wziąć dzieci na jakiś wyjazd, to będą mieli jak nic, idealną okazję. A ja będę mogła wreszcie się przekonać co jest prawdą.
Spakowałam się na szybko, chwyciłam torebkę i wsiadłam w najbliższy samolot do Londynu. Całe szczęście Karolina zostawiła mi swój adres. Chociaż nie wiem dlaczego wtedy postąpiła w taki sposób. Nie mogła przewidywać, że przyjadę. No nic, nie będę teraz tego roztrząsać, wróćmy do historii.
Kiedy doleciałam na miejsce, zamówiłam taksówkę- na moje szczęście języki obce łapałam bardzo szybko i mogłam bez problemu się porozumieć. Dojechałam. Właściciele na pewno nie byli ubodzy, a mieszkania tanie. Poszłam pod wskazany numer . Zadzwoniłam. Nic. Powtórzyłam czynność. Usłyszałam krzątaninę i bardzo dobrze znany mi głos. Po chwili drzwi otworzyły się, a za nimi zobaczyłam dziewczynę, na oko 23-25 letnią. Wyglądała na sympatyczną, jednak w dalszym ciągu nie miałam za bardzo zaufania.
-Wejdź, zapraszam.
-Dziękuje.
Korytarz prowadził do sporych rozmiarów salonu, ogólnie rzecz biorąc wyglądało na to, że w mieszkaniu są użyte w zasadzie tylko trzy kolory- czerń, pomarańcz i biel. Mimo to było całkiem przyjemne. Ale chwila moment, nie przyszłam tu aby wielce rozmyślać nad stylem, tylko do męża.
-Jest Maks?
-Jest, jest.
-Mogę się z nim zobaczyć.
-No jasne. Tylko nie wiem czy akurat w tej chwili jest to możliwe.
-A to niby dlaczego?
-Twój mąż właśnie bierze prysznic. Zrobić ci herbatę?
-Tak poproszę.
-Spokojnie Ala, rozbierz kurtkę, usiądź sobie, po prostu czuj się jak u siebie w domu, w końcu jesteśmy rodziną.
-Wiesz jak mam na imię?
-No jasne. Maks mówił tylko o tobie i o waszych dzieciach.
W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że to faktycznie może być prawda. Tylko dlaczego tak późno do tego doszłam?...
Po kilku minutach z łazienki wyszedł mój mąż. Musiał się nieźle zdziwić kiedy mnie zobaczył, bo głos uwiązł mu w gardle.
-A-A-Alicja?
-Cześć.
 Chyba dopiero w tej chwili odzyskał funkcje życiowe, bo natychmiast podbiegł i przytulił mnie, najwyraźniej usiłując mi połamać wszystkie żebra. Klęknął przed krzesłem na którym siedziałam, kładąc dłonie na moich kolanach.
-Tęskniłem za tobą...
-Ja za tobą też.
-Martwiłem się... Nie odbierałaś, nie odpowiadałaś na wiadomości... Z Leonem i Martą też nie miałem kontaktu o Beacie i Kacprze już nawet nie wspominając.
-Jak widzisz nic mi nie jest.
Na jego twarz wpełzł delikatny uśmiech.
-Ale dlaczego się ode mnie odgrodziłaś?
-Jestem bardzo ciekawa jak ty byś się czuł, gdybyś do mnie będącej na wyjeździe zadzwonił i usłyszał w słuchawce męski głos mówiący, że jestem pod prysznicem! Myślałam, że sobie tu kogoś znalazłeś!
-Też mu to mówiłam, to powiedział, że taki scenariusz jest nieprawdopodobny.- Karolina po raz pierwszy zabrała głos.
-Przepraszam, powinienem ci powiedzieć...
-No, powinieneś.
-Gniewasz się na mnie.
-Nie, no skądże!
-Nie gniewaj się.- spojrzał na mnie spode łba.- No, nie gniewaj się.
W pewnym momencie nie mogłam już wytrzymać tej jego miny. Po prostu się roześmiałam.
- No wiesz co! Ja tu proszę o wybaczenie, a ty się ze mnie nabijasz!
-Ja nabijać? Skądże!
-Kocham cię.
-Ja też cię kocham mój głuptasie.
*****
Po całym zajściu Karolina przenocowała nas jeszcze kilka razy. Potem wróciliśmy do Torunia.
Z siostrą Maksa utrzymywaliśmy stały kontakt, zarówno telefoniczny, jak i mailowy.
Jakby nie patrzeć, wszystko skończyło się dobrze...
_________________________________________________________
Dziękuje wszystkim co czytali i śledzili. Myślę, że od marca na pewno pojawi się coś nowego, a jeżeli będę miała chwilkę czasu, to może i wcześniej ;) Pozdrawiam.
                                                                                                                                          Tina ;*