sobota, 15 marca 2014

Kto się czubi ten się...? cz~2

Dzień dobry! Jak wam mija kolejny tydzień?  ;)
__________________________________________________________
Jego oczy miały niesamowitą barwę. Coś między roztopioną mleczną czekoladą a karmelem. Przez dłuższą chwilę nie potrafiłam się oderwać, jednak w końcu zdenerwowanie wzięło górę.
Chrząknęłam.
-Czy mógłbyś w końcu się przesunąć?
-Może mógłbym... a może nie... Jak masz na imię?
-A co cię to obchodzi.
-Zwracasz się do mnie przez "ty", więc stwierdziłem, że powinienem chociaż wiedzieć z kim rozmawiam.
-Mam na imię Alicja. Czy teraz w końcu mogę iść?!
-Hmmm, Alicja... ładne imię, pasuje do ciebie. Maks Keller miło mi.
Ten facet zaczynał mnie coraz bardziej irytować. Czy ja naprawdę wyglądam jakbym miała ochotę na zawieranie nowych znajomości?!
-Tak super, fajnie się gadało, ale spieszę się do domu!
-Dlaczego tak pędzisz, zatrzymaj się na chwilę odpocznij od problemów, odetchnij głęboko...
Znalazł się kolejny prywatny psycholog!
-Powtarzam po raz kolejny- ŚPIESZĘ SIĘ!
-Ale dlaczego, czeka ktoś na ciebie?
-Tak!
Chyba dopiero to go przekonało. Łaskawie w końcu zwolnił mi przejście.
Wsiadłam zdenerwowana do auta, i niemal z piskiem opon odjechałam z parkingu. Jakom cudem jeden człowiek zdołał mnie do tego stopnia wyprowadzić z równowagi?! To prawda, nigdy nie byłam spokojną, poukładaną osobą, ale nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego... Chyba nie polubię się zbytnio z tym całym Kellerem...
*****
Na szczęście przez miasto udało mi się przedrzeć w dosyć przyzwoitym czasie. Zadowolona zaparkowałam pod blokiem. Po wyciągnięciu poczty- jak zwykle same rachunki- i wspięciu się po schodach na to nieszczęsne siódme piętro, stanęłam wreszcie przed drzwiami. Dziwnym przypadkiem dziś udało mi się to zrobić stosunkowo szybko. Buty i torebkę odrzuciłam niedbale w bok.
Opadłam na kanapę. Pierwszego dnia w Copernicusie nie przydzieliłabym raczej do tych dobrych.
Jeszcze w dodatku cały ten lekarzyna. Nie dało się od niego odczepić. Nieznośny facet...
Ale co tam, nie przyjechałam tu żeby się zakochiwać tylko aby się rozwijać! Kolejne nowe mieszkanie, nowy szpital... Może chociaż tutaj zostanę dłużej niż pół roku. No nic, jeszcze  zobaczymy jak to wszystko się potoczy...
*****
Hmmm... Dzisiaj nie było tak źle. Keller się odczepił, od razu dostałam samodzielną operację, mamy w miarę fajne osoby na chirurgii... Toruń jednak chyba nie był takim złym pomysłem. Poczułam wibrację w prawej kieszeni. Wyciągnęłam telefon. Dzwoniła dziewczyna, z którą udało mi się złapać od razu świetny kontakt. Niejaka Beata Jasińska- córka ordynatora chirurgii. Odczytałam treść sms'a. "Chodź szybko do bufetu, chciałabym ci kogoś przedstawić :)". Ehh, no nic w końcu i tak mam chwilę wolnego a lepiej na początku od razu jej nie drażnić.
Kiedy weszłam do naszego szpitalnego "baru", krew zabuzowała mi w żyłach. Przy stoliku siedział obok Beaty nie kto inny jak Maks Keller! Zacisnęłam zęby i ruszyłam powoli w ich stronę.
-Hej.
-Hej Ala. Słuchaj to jest Maks, Maks Keller, jest u nas chirurgiem. Zauważyłam, że nie mieliście czasu się zapoznać. W ogóle ze sobą nie rozmawiacie...
-Tak się składa, że my się już znamy- powiedziałam tonem, który nie był raczej oznaką chęci zaprzyjaźnienia się. Usiadłam przy stoliku.
-Tak znamy, znamy...
-No, to co tam u was. Dlaczego nic nie mówicie? Bo wiecie, my z Filipem ost...
W najmniejszym stopniu w tym momencie nie obchodziło mnie, co mówi Beata.Znowu zaczął na mnie patrzeć. Jego spojrzenie było nie do zniesienia. Nie mogłam tu dłużej siedzieć. Pożegnałam się grzecznie, kupiłam butelkę wody mineralnej i lekko nerwowym krokiem opuściłam bufet. Co za bezczelne zachowanie z jego strony....

3 komentarze:

  1. KTO SIĘ CZUBI TEN SIĘ LUBI :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie to samo chciałam napisać :) Trochę się poczubią, potem polubią, a co dalej?

    OdpowiedzUsuń