poniedziałek, 30 września 2013

Widzicie? Tak jak obiecywałam jest dłuuuuuuuuuuugaśna ;> Kotecki , dzisiaj znowu Lekarze *o* Od razu mówię , że ta część to sam cukier ;D
Do zakochania jeden krok cz.14
Minęły 4 miesiące. Powoli odzyskuje pamięć. Czasami są to tylko imiona, a czasami całe wydarzenia. Widzę jak Maks się wtedy cieszy. Miałam dzisiaj straszny dyżur. I znowu czerwone! Dostrzegam podobieństwa. No tak , było dokładnie tak samo. Późny powrót ze szpitala. Krzysztof obiecał , że przygotuje kolacje. Tak samo Maks dzisiaj. Nie , on by mi tego nie zrobił. Mimo wszystko , kiedy podjeżdżam pod nasz dom mam gęsią skórkę. Wchodzę powoli na górę. Nie wiem o czym ja myślałam. Mój mężczyzna stoi odwrócony do mnie tyłem i najspokojniej w świecie przygotowuje kolacje. Krząta się. Uwielbia gotować w przeciwieństwie do mnie. Podeszłam do niego i mocno wtuliłam się w jego plecy. Odkręcił się w moja stronę.
-I jak tam księżniczko?
-Padam z nóg...
-To chodź , zjemy szybko i idziemy się położyć, co?
-O niczym innym nie marzę...
Wykąpałam się i poszłam położyć. Po chwili dołączył do mnie i Maks. Przytulił mnie , i zmęczona od razu zasnęłam...
*****
Przeciągnęłam się. Za oknem świeciło słońce. Spojrzałam na zegarek. 9.38 , ponad godzinę temu miałam być na dyżurze. Potrząsnęłam Maksem.
-Obudź się , szybko , zaspaliśmy.
-Daj mi pospać...
-Maks!!
-Przecież mamy dzisiaj wolne...
-Co? Jak to?!
-Załatwiłem wszystko z twoim tatą. Mamy 2 dni laby...
Przewrócił się na drugi bok. Ja też opadłam na poduszki. No tak zapomniał mi powiedzieć, zdarza się... Ale , z drugiej strony to nie w jego stylu... Kombinuje coś. No nic, prędzej czy później , i tak się dowiem , teraz mogę jeszcze trochę pospać. Wtuliłam się w mojego mężczyznę i ponownie usnęłam...
Śliczna koronkowa sukienka, rozpuszczone włosy, mały bukiecik białych róż. Malowniczy kościółek. Moja siostra ma na w ręce podobne kwiaty jak ja , no tak przecież na pewno jest druhną. Rozbrzmiewa marsz Mendelsona. Wchodzę powoli do kościoła. Przy ołtarzu czeka na mnie Maks. Podaje mi rękę i delikatnie przyciąga do siebie. Przysięgi idą szybko. Chcemy w końcu usłyszeć słowa " ogłaszam was mężem i żoną". Wychodzimy uśmiechnięci z budowli. Sypie się na nas deszcz płatków kwiatów i ryżu. Wsiadamy do białej limuzyny, i odjeżdżamy. Jedziemy pod restaurację , w której najwyraźniej ma się odbyć wesele. Już mamy zatańczyć pierwszy taniec gdy...
Poczułam coś na ręce.  Powoli , z uśmiechem na ustach otworzyłam oczy.
-Dzień dobry. Jak humorek?
-Mmmmmm, bardzo dobrze...
W ręce trzyma różę. Zapewne nią wywołał tą przyjemną pobudkę.
-To dobrze , chodź na śniadanie i jedziemy.
-Ale gdzie?
-Zobaczysz.
-Maks?
-Spokojnie.
Wiedziałam , że niczego się już teraz nie dowiem , postanowiłam , że spróbuję ponownie później.
Poszłam do łazienki , a następnie do kuchni. Zajęłam miejsce przy stole.
-Alicja?
-Yhymm...
-Co ci się śniło?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-A czemu pytasz?
-No bo , ciągle się uśmiechałaś , a w dodatku szeptałaś przez sen coś co było podobne do czegoś w rodzaju ... przysięgi małżeńskiej. No przyznaj się , za kogo wyszłaś za mąż.
Zakrztusiłam się kanapką , a na moją twarz wpełzł rumieniec. Powiedzieć prawdę czy nie? A co mi tam, odbierze to tak jak będzie chciał.
-No prawdę mówiąc to śnił mi się... nasz ślub.
-I jak było?
-Cudownie, wszystko dopięte na ostatni guzik , piękny mały kościółek , przystojny pan młody...
-Chciałabyś tego?
Spojrzałam na niego.
-Oczywiście.
Patrzyłam na jego reakcję.
-Już niedługo.
Spojrzałam na niego. Miał dzisiaj w sobie coś dziwnego , kombinował , czułam to. Zawsze wtedy miał takie specyficzne iskry w oczach , jakby małe pożary.
-Dobra , kotku chodźmy już , bo nigdzie nie zajedziemy...
-A powiesz mi w końcu , gdzie mnie zabierasz?
-Nie, to niespodzianka.
-Proszę!
-Nie, nie zgodzę się na to. A , ale weź jakieś rzeczy na zmianę , może zostaniemy na noc.
Rozbudził moją ciekawość chyba do granic możliwości. Wzięłam torbę , wrzuciłam do niej kilka rzeczy i postawiłam w przedpokoju. Zadowolona , jak na razie bardzo przyjemnym dniem, poszłam pod prysznic. Rozmyślałam co przygotował dla mnie mój mężczyzna , dlaczego był taki tajemniczy. Co się stało , że nie chciał mi nic powiedzieć. Chyba będę musiała poczekać na wyjaśnienia do południa, bo na razie nie zapowiadało się na to , żebym miała szansę czegokolwiek się dowiedzieć...
_________________________________________________________-
Mam nadzieję , że taka długość wam wystarczy na dzisiaj , jutro mam mało lekcji , to pewnie też coś będzie po południu , także zaglądajcie. No i oczywiście za 1h 50 minut lekarze <3 lof , lof. Pozdrawiam
                                                                                                                                                Tina ;*

niedziela, 29 września 2013

Hejo ;> Nie było mnie cały dzień w domu i nie mam czasu , żeby coś napisać , więc dzisiaj już nic nie będzie , ale jutro będzie dłuuuuuuugaśna notka ;D A i tak , dla przypomnienia, nikt z fanów "Lekarzy" jeszcze tego nie wie , więc też to powiem: jutro kolejny odcinek <3 XD hahah Hymmmm, co by tu jeszcze powiedzieć... A , wiem i jeszcze daję ten filmik , tak na osłodę wieczoru , ja się w nim zakochałam <3

Ja teraz ciągle to nucę , wciąga <3 Pozdrawiam.
                                                                                                                                            Tina ;*
                                                          
Hej ludziska! To znowu ja i razem ze mną kolejna część opowiadania. Wiem, rozpuszczę was , ale jest weekend , więc jeszcze jedna chyba jutro będzie ;> Dedykacja, oczywiście ponownie dla agi , która natchnęła do napisania , o misji ;*
Do zakochania jeden krok cz.13
Zajechaliśmy na szpitalny parking. Równym krokiem kroczyliśmy w stronę wejścia. Kiedy byliśmy niedaleko, przystanęłam.
-Maks...
-Słucham?
-Czy oni... czy oni wiedzą?
-Wiedzą.
-Dziękuję. Ponownie złapałam jego dłoń. Najpierw udaliśmy się do gabinetu dyrektorki. Ela, okazała się bardzo miłą osobą. Widać mój mężczyzna, powiedział jej naprawdę o wszystkim, że nie pamiętam kompletnie nic, miejsc, twarzy. Pustka.
Przedstawiła mi się , porozmawialiśmy chwilę i poszliśmy w stronę pokoju lekarskiego.
Na pierwszy rzut oka nikogo tam nie było. Jednak , kiedy już mieliśmy wychodzić , nagle zza mebli i kanap wyskoczyli , nasi znajomi, strzelając korkami z szampanów. To nie był dobry pomysł. Po wcześniejszych przeżyciach z Maksem ,od razu instynktownie rzuciliśmy się na podłogę , zasłaniając głowy. Uświadomili sobie swój błąd. Rzucili się ,żeby nas uspokoić.
-Jeny przepraszamy , myśleliśmy , że się ucieszycie, w ogóle się nie zastanawialiśmy...
-Już dobrze Jivan...
Podał mi rękę , pomógł mi się podnieść z ziemi.
-Hej , Alicja. Jestem Adam. Ale wszyscy mówią do mnie Jivan. Fajnie, że już do nas wróciliście.
-Cześć...
Powitania nie miały końca. Musiałam się skupić ,żeby zapamiętać wszystkie imiona, i kto co robił w szpitalu. Mój tata też tam był. Patrzył na to wszystko z uśmiechem. Podeszła do mnie jakaś sympatyczna blondynka, widziałam , że przedtem rozmawiała z Beatą. Chyba się przyjaźniły.
-Cześć Alicja, jestem Sylwia...jestem tu oddziałową.
Przytuliła ją nieśmiało. Szepnęłam mojemu mężczyźnie na ucho.
-Maks...oprowadź mnie może po oddziale , co ? Chce się wyrwać od tych wszystkich ludzi...
-Dobrze, chodź idziemy.
Pokazał mi cały szpital. Wszystkie jego zakamarki , łącznie z kryjówką w piwnicy , o której istnieniu wiedziała jedynie garstka lekarzy.
-Chodźmy do parku, jest taka ładna pogoda, szkoda by ją zmarnować.
Wyszliśmy ze szpitala i udaliśmy się do pobliskiego lasku. Było naprawdę pięknie , niebieskie niebo , słońce. Zbliżało się lato. No tak , w końcu już koniec kwietnia... Jak to wszystko będzie , jak się potoczy , jak my sobie poradzimy. Ja , w tej chwili jestem praktycznie niezdolna do pracy. Prawie nić nie pamiętam , nadaje się tylko do papierkowej roboty, o praktyce nie mam co marzyć...Rozmyślania przerwał mi Maks.
-Ej, dziewczyno , co ty taka zamyślona?
-A, myślę o przyszłości...
-A czy mnie ona też obejmuje?
-Moooże...
-Może , już ja dam ci może!
Podbiegł do mnie i zaczął mnie łaskotać , starałam się mu wyrwać ale był silniejszy. W końcu się udało. Pobiegłam przed siebie ile tchu. Złamana ręka pobolewała kiedy nią machałam , ale dało się wytrzymać , przecież nie mogłam się poddać. Wkrótce mnie dogonił. Wybiegł kawałek przede mnie i stało się . Biegł tyłem i śmiał się do mnie, kiedy trafił na jakiś wystający korzeń. Upadł, a że biegłam kawałeczek za nim ja też poleciałam. Na szczęście wciąż leżał tam Maks i miałam lekkie lądowanie ;) Na szczęście , bo inaczej nie widomo jakby się to skończyło dla mojej ręki. Dalej się śmialiśmy , nie potrafiliśmy przestać . Delikatnie pomógł mi wstać. Wróciliśmy do szpitala, wciąż się śmiejąc , to było nie do opanowania.
-Alicja?
-Tak?
-A czy... czy ty naprawdę byś chciała, żebym był w twojej przyszłości?
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego z politowaniem.
-Oczywiście , ze tak głuptasie.
-Kocham cię, wiesz?
-Wiem , ja ciebie też
Niespodziewanie wziął mnie na ręce i zaczął kręcić w kółko.
-Maks, przestań!
-Czemu?
Śmiałam się wniebogłosy.
-Maks...proszę...przestań...patrzą...
Odstawił mnie na ziemie.
-Kto patrzy?
-Okno...lekarski...
Dalej nie potrafiłam złapać tchu. Faktycznie, w oknie pokoju lekarskiego stało kilka osób i patrzyło na nas z uśmiechem
-Maks, może już  chodźmy?
-Tak , to dobry pomysł.
Z dobrymi humorami , i uśmiechami na ustach pojechaliśmy w stronę naszego domu...
__________________________________________________
Nudy , nudy , nudy. U mnie kroi się chyba dzisiaj jakaś wycieczka więc nwm czy będzie jeszcze jedna część, ale tak jak mówiłam wczoraj , stanę na głowie , żeby się udało , bo kiedy znowu będzie tydzień , to nie mam pojęcia czy coś się pojawi ;) Pozdrawiam
                                                                                                                                         Tina ;*


sobota, 28 września 2013

Wiem , że miało być rano , ale przyjmijmy , że 17:30 to też rano , ok ?:D
Do zakochania jeden krok cz.12
Leżałam w łóżku. Głowę miałam opartą na kletce piersiowej Maksa. Oddychał miarowo, spał. A ja , chociaż byłam bardzo zmęczona, nie potrafiłam. Myślałam co będzie jutro. Mieliśmy jechać do szpitala. Co prawda urlop miałam jeszcze przez ponad miesiąc , to uprosiłam go , żeby mnie tam zawiózł , chciałam się trochę porozglądać, poznać na nowo moich wszystkich przyjaciół. To będzie trudne. Wiem o tym.
Ale dam radę. I wiem doskonale , że Maks mi pomoże. Jest tu cały czas. Zawsze, kiedy go potrzebuje. Odpowiada mi na wszystkie , nawet jak się dla niektórych wydaje, proste pytania.
Muszę się wyspać. Wiem co mi pomoże zasnąć. Przytulam się do niego mocniej. Wsłuchuję się w bicie jego serca. To zawsze mnie uspokaja. Jak zwykle obejmuje mnie ramionami. Czuję się przez to jakby bezpieczniejsza. Powieki stają się cięższe. W końcu...
*****
Ktoś przystawia mi pistolet do głowy. Wołam głośno imię mojego ukochanego. Jednak nikt nie przychodzi mi z pomocą. Oprawca powoli  pociąga za spust...Huk...
-Maks!!!!!
Poderwałam się nagle. Czoło miałam mokre od kropelek potu. Zareagował natychmiast. Wyciągnął rękę i delikatnie przyciągnął do siebie. Przytulił mnie i pocałował w głowę.
-Ciiii, już dobrze...Jesteś bezpieczna.
-Maks mi się wydaje...mi się chyba śniła ta moja egzekucja.
Widziałam , że w jego oczach pojawiły się iskierki nadziei.
-Porozmawiamy o tym jutro dobrze? Musisz się jeszcze trochę przespać.
-Splótł swoje ręce na moim brzuchu i położył głowę niedaleko mojej szyi. Czułam na skórze jego miarowy oddech. Zamknęłam oczy i liczyłam , że uda mi się spokojnie przespać resztę nocy...
*****
Obudziłam się wcześnie. Wyciągnęłam rękę , oczekując , że poczuję ciało Kellera. Jednak miejsce na łóżku jest już zimne. Czy to wszystko było tylko snem? Dopiero po chwili wyczuwam smakowitą woń wydobywającą się z kuchni. Wstałam powoli i na palcach udałam się do kuchni... Stanęłam w progu. No tak , mój mężczyzna nawet mnie nie zauważył, gotowanie to był jego żywioł. Podeszłam do niego od tyłu i delikatnie pocałowałam go w plecy. Spojrzałam mu przez ramię.
-Co dziś jemy?
-A jesteś głodna?
-Trochę.
-To idź, rozpakuj się , za 15 minut będzie śniadanie.
-A nie mogę ci pomóc?
-Nie, to ma być niespodzianka.
-ok.
Poszłam i rozpakowałam moją walizkę. Rozejrzałam się jeszcze trochę po mieszkaniu. Trochę je kojarzyłam, wiedziałam, gdzie co jest. A jednak czułam się tak jakbym była tu pierwszy raz. Dziwne.
Maks zawołał mnie na śniadanie. Zrobił świeże tosty, i przygotował do nich różne dodatki.
-Mam pytanie...
-Tak?
-Czy mówiłeś mi jak ma na imię dyrektor szpitala.
-Nie , nic nie mówiłem o dyrektorze.
-Tak , właściwie ... to dyrektorka prawda? I ma na imię ...Eliza? Ewa? Nie...Elżbieta! Tak , Elżbieta prawda?
Spojrzał na mnie radosnym wzrokiem.
-No tak , ale skąd ty to wiesz?
-Chyba... chyba sobie przypomniałam.
Wstał bez słowa i mocno mnie przytulił.
-Mówiłem ci , że wszystko będzie dobrze...
-A my nie mieliśmy jechać do szpitala?
Roześmiał się.
-Czemu się śmiejesz , o co chodzi?
-Oh , Ala , czy ty nawet ze złamaną ręką musisz być taką pracoholiczką?
-Chyba tak...
Uśmiechnęłam się. Byłam z nim szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa...
____________________________________________________
Wiem kochani , że jest króciutka, ale może coś się jeszcze dzisiaj pojawi :* Pozdrawiam.
                                                                                                                                        Tina ;*

                                              
                                                                                        

piątek, 27 września 2013

bezgranicznie kocham <3
 
                                                                                                                                    Tina ;*
-I jest ;> Dziękuję za 4000 wejść , jesteście wielcy :*
Do zakochania jeden krok cz.11
-Poznaliśmy się kiedy przyjechałaś do twojego taty , do Torunia. Na początku łączyła nas tylko przyjaźń. Potem zaczęło się coś dziać. Byliśmy razem. Pasowaliśmy do siebie. Mieszkaliśmy ze sobą. Pewnego dnia zakomunikowałaś mi , że chcesz wyjechać na misje do Somalii. Pozwoliłem ci , ale zdecydowałem , że lepiej będzie jak pojadę tam z tobą. Pracowało się dobrze. Pewnego dnia wracaliśmy późno do mieszkania. Pękła opona. Wtedy myśleliśmy , że po prostu złapaliśmy gumę , ale z tego co wiemy teraz strzelili do niej z pistoletu. Później zaczął się koszmar... razem z Igorem wyszliśmy wymienić oponę , kiedy nas porwali. Później zrobili to też z tobą i Asią . Zamknęli nas w piwnicy. Ciebie wywołali jako pierwszą. Z tego co wiemy chcieli wykonać egzekucję...
W moich oczach pojawiły się łzy. Jak ludzie mogą być tak okrutni..
-Wiesz co , myślę , że na dzisiaj już opowieści , co było to było , teraz jesteś już tutaj , ze mną. Bezpieczna.
-Nie. Chcę wysłuchać jej do końca.
-No dobrze, jak uważasz...Wzięli cię na górę. Po kilku minutach usłyszeliśmy strzał. Załamałem się , myślałem , że cię straciłem. Wtedy do piwniczki wpadli somalijscy policjanci. Rozwiązali nas i wyprowadzili z budynku. Kiedy szliśmy korytarzem, przez uchylone drzwi zobaczyłem jak cię ratują. Z tego co się później dowiedziałem , zabili z pistoletu , jednego z oprawców. Stal niedaleko ciebie , a zwłoki upadły tak niefortunnie , że przygniotły ciebie i krzesło do którego byłaś przywiązana... Złamałaś rękę , ale doznałaś też poważnego urazu głowy. Byłaś w śpiączce..
-Dziękuję , że mi to opowiedziałeś. Ale powiedz mi , dlaczego kiedy mówiłeś o naszym związku mówiłeś , tak jakby to było za nami?
-Bo stwierdziłem, że nie zamierzam cię do niczego zmuszać .
-A może wcale nie musisz mnie zmuszać.
-Co masz na myśli?
-Może ja chcę być z tobą.
-Naprawdę?
-A czemu miałbym żartować?
Pochylił się i pocałował mnie w czoło. Pogłaskał moją prawą rękę .
-Boli jeszcze?
-Trochę.
-Chcesz tabletkę?
-Nie , nie trzeba...
Oparłam głowę o jego ramię. Zasnęłam...
*****
Podjechaliśmy pod , jak się dowiedziałam , dom mojego ojca. Wysiedliśmy z auta. Złapałam mocno rękę Maksa. Zatrzymałam się przed drzwiami. Nie potrafiłam zrobić nawet kroku.
-Chodź , będzie dobrze. Pamiętaj jestem z tobą.
Zadzwonił dzwonek. Drzwi otworzyła sympatyczna brunetka o niebieskich oczach.
-Hej , nareszcie jesteście, wchodźcie.
Postąpiliśmy kilka kroków w głąb domu. Czekał tam na nas jakiś mężczyzna. Był podobny do tamtej brunetki. Domyślałam się , że to właśnie był mój ojciec. Stanęła koło mnie. Wyciągnęła dłoń.
-Mam na imię Beata, jestem twoją siostrą.
-Spokojnie , to że cię nie pamiętam nie znaczy , że nie możesz mnie przytulić.
Uśmiechnęłam się. Ona także to zrobiła. Podeszła do mnie i wyściskała mnie.
-Cieszę się , że wróciłaś...
-Ja też.
Mój ojciec chyba też trochę się rozluźnił. Najwyraźniej oboje bali się w jakim będę stanie.
-Cześć córciu , tak się cieszę , że cię widzę...
-Cześć...tato. Przepraszam muszę się z tym oswoić , musze poznać na nowo was wszystkich.
Moje oczy znowu się zaszkliły. To wszystko było zbyt trudne... Nie dawałam rady.
-Nie pogniewacie się jak już pojedziemy? Jesteśmy zmęczeni..
-Oczywiście.
Chyba wyczuli , że chodzi o coś innego , ale nie chcieli naciskać. Byłam im za to niezmiernie wdzięczna. Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do naszego mieszkania. Chyba mogłam je tak nazywać.
*****
Kiedy weszliśmy po schodach , od razu poczułam ciepło tego miejsca. I tyle naszych zdjęć. Oprawione ,stały na regale i komodzie. Uśmiechnięci , razem na jakiejś lekarskiej imprezie. W parku. Jedna z półek była w całości była zapełniona książkami "Alicja w krainie czarów" przeczytałam. Różne wydania. Spojrzałam na Maksa pytającym wzrokiem.
-Nie patrz na mnie jak na jakiegoś wariata, to twoja kolekcja!
-Czy mam rozumieć , że masz mnie za wariatkę ? 
-Nigdy kochanie...
Obrócił mnie w swoją stronę i pocałował. Najpierw w czoło, a później w usta.
-Chodźmy już spać , na pewno jesteś zmęczona , i jeszcze do tego wszystkiego ta ręka...
-Tak , masz rację. Chodźmy spać...
______________________________________________
Tak jak obiecałam , chociaż jest z malutkim poślizgiem ;) Pamiętajcie oczywiście o świętej zasadzie
                                                                                                                                       Tina ;*
Jest kolejna. W weekend też postaram się dodać chociaż jedną , ale nie wiem jak wyjdzie. A i muszę wam jeszcze powiedzieć , że podczas pisania tej części jakieś 20 odsłuchałam piosenkę Bona Jovi "Always"<3 Jestem świrnięta. hahhah ;D
Do zakochania jeden krok cz.10
Pojechaliśmy do mieszkania. Maks zaparkował auto na parkingu. Jak na dżentelmena przystało otworzył moje drzwi i pomógł mi wysiąść. Ze złamaną ręką nie było łatwo. Jednak cały czas moje myśli zaprzątała jedna sprawa : JAK ją złamałam. Nie pamiętałam kompletnie nic. Twarzy , wydarzeń, uczuć. Złapał mnie za lewą rękę i poszliśmy powoli w stronę "bloku".
Staliśmy przed drzwiami. Bałam się. Nie wiedziałam o tych osobach nic poza tym co mi opowiedział. Wyjął klucz i otworzył je. Wyszły dwie osoby, Dziewczyna rzuciła się mi na szyje. Widziałam , że miała opatrunek na twarzy , a chłopak szwy nad okiem. Kiedy Maks u mnie przesiadywał u niego też widziałam blizny. Co się z nami działo? Co spowodowało wszystkie te obrażenia? Nie wiedziałam. Podczas gdy on rozmawiał z Asią i Igorem , ja rozglądałam się po mieszkaniu. Słyszałam urywki rozmowy , wiedziałam, że wyjaśnia im jaka jest sytuacja. Przyszedł do mnie kiedy siedziałam na kanapie.
-Musisz się spakować.
-Nie mogę...
-Dlaczego?
-Maks, ja nie pamiętam nawet jak wyglądają moje ubrania...
Załamałam się. Przytuliłam do niego najmocniej jak potrafiłam. Objął mnie ramionami i gładził uspokajająco po plecach.
-Spokojnie...
-Jak mam być spokojna? Nie pamiętam nikogo! Ufam jak na tą chwilę tylko tobie!
Przyciągnął mnie z powrotem do siebie.
-Ciiii... Aśka ci pomoże , dobrze
-Dobrze, ale będziesz tu dalej?
-Tak , tak , nigdzie się nie wybieram... Słuchaj wiem , że pytam o to trochę za szybko , ale zdecydowałaś już gdzie będziesz mieszkać? Mam nadzieję ,że ze mną.
-Jeśli wciąż chcesz mieć , mnie w mieszkaniu...
-Oczywiście, że chcę.
-Tylko wiesz, że teraz życie ze mną będzie zupełnie inne? Ja straciłam pamięć, będę dla ciebie ciężarem , nieustannie będę o coś pytać...
-Jestem pewien , że tego chcę , ok?
-Tak...a czy moja rodzina wie już , że ja...
-Tak , zawiadomiłem ich. Nie chciałem, żebyś przechodziła drugi raz to samo co tutaj.
-Dziękuję.
Uśmiechnął się i dodał po chwili weselszym tonem
-No, to teraz idź się już pakować , bo wam dziewczynom zawsze schodzi na tym więcej czasu. Uderzyłam go lekko zagipsowaną ręką.
-Auaa... twarde to diabelstwo!
-A wiesz jakie ciężkie?
-To czemu nie nosisz na temblaku?
-Noszę , noszę , ale tak mi się wygodniej do ciebie przytula.
Przysunęłam twarz bliżej jego. Chyba odebrał to za sygnał , bo pocałował mnie lekko w usta. Uśmiechnęłam się i wstałam powoli z kanapy. Asia już czekała na mnie .
-No , to zabieramy się do roboty, co Alicja?
Odwzajemniłam jej uśmiech, chyba ją to trochę pocieszyło.
-No, na to wygląda...
*****
Byliśmy już po odprawie. Weszliśmy do samolotu. Zauważyłam zadowolona , że mam miejsce koło Maksa. Byłam pewna , ze to jego zasługa. Usiadłam , i położyłam rękę w gipsie na podłokietniku. Że też akurat musiała być to prawa! Z tego co się dowiedziałam , to jestem chirurgiem, a w tym zawodzie liczą się przede wszystkim zdolności manualne. Na razie i tak nie miałam co wracać do operacji , przecież nie pamiętałam nic , co było związane z medycyną.
Maks usiadł wygodnie koło mnie. Złapał mnie za ręke.
-Myślę , że należą ci się wyjaśnienia... zacznę od początku.
__________________________________________________
Ta część jest dosyć krótka, ale w ciągu godziny powinna się pojawić następna ;D
                                                                                                                                           Tina ;*

czwartek, 26 września 2013

A jednak dzisiaj :D Mam nadzieję , że wam się podoba ;>
Do zakochania jeden krok cz.9
Otworzyłam oczy. Oślepiła mnie jasność panująca w pomieszczeniu. Umarłam? Nie. Oczy powoli się przyzwyczajały. Szafka. Lampka nocna. Odwróciłam twarz w drugą stronę. Siedział tam jakiś człowiek. Robił dobre pierwsze wrażenie. Przystojny, a jego oczy...jego oczy nieustannie się śmiały. Uśmiechał się do mnie. Nie znałam go.
-Cześć kochanie. Jak się czujesz?
-Dobrze, ale przepraszam kim pan jest?
-Jak to kim? Maks, Alicja jesteśmy parą.
-Alicja, jaka Alicja? Tak mam na imię?
Spojrzał na mnie zdezorientowany. Widziałam jak w jednej chwili się zmienił. Z szczęśliwego , w przerażonego.
-Czekaj , czekaj...nabijasz się ze mnie , tak?
-Słucham? Przepraszam , ale to pan , siedzi przy mnie nieustannie, i mówi jakieś dziwne rzeczy.
-Ty naprawdę mnie nie pamiętasz...
-Tak, zgadza się nie wiem kim pan jest i o co panu chodzi! A teraz proszę stąd wyjść!
Wstał i powoli skierował się w stronę drzwi. Naprawdę go nie pamiętałam. Starałam się przypomnieć sobie cokolwiek. Nic. Nie wiedziałam nawet jak się nazywam. Ale a tego co mówił tamten dziwny mężczyzna , to chyba mam na imię Alicja. Do sali wszedł lekarz. Podszedł do mojego łóżka.
-Dzen Dobrły.
 Nie mówił za dobrze po polsku.
-Dzień dobry.
-Jak sę pani dzisiaj cuje?
-Dobrze.
- A moze mi pani powiedzec jak sę pani nazywa?
-Ja...nie pamiętam.
-Dobrze, a moze mi pani powiedzec co sę stalo?
-Nie...nie wiem.
-Dobrze, disaj zostaje pani na oddziale, a jutro pojedze pani do domu.
-Przepraszam , czy może pan przyprowadzić tego pana, który przedtem tu siedział?
-Alez naturalnje.
-Dziękuję.
Wyszedł i po chwili przyprowadził tamtego mężczyznę.
-Hej...
Zaczął ostrożnie.
-Hej. Słuchaj mam kilka pytań... nie wiem dlaczego , ale chociaż cię nie znam to wiem , że mogę ci ufać i czuję jakbyś był dla mnie kimś ważnym... Proszę pomóż mi , ja nic nie pamiętam.
Rozpłakałam się. Nie potrafiłam już znieść tej sytuacji. Czułam się tak , jakbym narodziła się na nowo , ale już jako dorosła, z wieloma problemami. Podszedł bliżej mojego łóżka, i przytulił mnie mocno do siebie.
-Ciiiii, zawsze razem rozwiązywaliśmy problemy , teraz też nam się uda. Jutro mamy lot do Polski. Może zróbmy tak: ty będziesz zadawała pytania, a ja będę ci na nie po kolei odpowiadał , co? Tak będzie łatwiej.
- Dobrze, ale... mógłbyś wciąż siedzieć tak jak teraz? Proszę, przy tobie czuję się bezpieczna, nie wiem dlaczego , przecież cię nie znam...
-Oczywiście , ale musisz się kawałek przesunąć bo inaczej się nie zmieścimy razem.
Roześmiał się. Na mojej twarzy także zagościł delikatny uśmiech.
-Dobrze , zacznijmy od tego: jak się nazywam? Gdzie pracuję ? Mam jakąś rodzinę? Przyjaciół? Gdzie mieszkam?
-Ej , ej dziewczyno , powoli. Nazywasz się Alicja Szymańska. Razem ze mną , twoim tatą i siostrą pracujesz w toruńskim szpitalu, "Copernicusie". W zasadzie to jesteś chyba najbardziej lubianą lekarką w całym szpitalu. Zresztą ogółem , w nim jest naprawdę super atmosfera. Hymmm, a jeśli chodzi o miejsce zamieszkania to ... no , w sumie do naszego wyjazdu mieszkaliśmy razem u mnie, byliśmy parą... Ale rozumiem, oczywiście nie będę na ciebie naciskał, jeśli zechcesz wyprowadzisz się... Będę czekał.
Uśmiechnęłam się do niego. Wiedziałam jakie to musi być trudne. Przywracać mi moja osobowość. Mówić mi takie najoczywistsze rzeczy , jak to , jaka jest moja ulubiona potrawa, jakie zwierzęta najbardziej lubię , z kim się przyjaźnię... W końcu zmęczona , nawet nie wiem kiedy zasnęłam...
*****
Obudziłam się wcześnie. Maks znowu przy mnie siedział.
-Dzień dobry księżniczko.
-Cześć.
-Mam już twój wypis. Możemy już jechać do mieszkania. Igor i Asia już na nas czekają. Pamiętasz, opowiadałem ci o nich wczoraj.
-Ach tak, faktycznie. To ci lekarze co pojechali z nami tutaj na misje.
-Dokładnie. Zobaczysz , to naprawdę super ludzie.
Uśmiechnął się.
-A, tak w zasadzie to dlaczego byłam w szpitalu?
Widziałam jak wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Zachmurzył się , jakby zasmucił.
-Chodź, musimy już iść. Opowiem ci w samolocie...
____________________________________________________
Wyszła nawet trochę długa. Pozdrawiam wszystkich , którzy czekali do tej godziny , żeby przeczytać kolejną część ;* I oczywiście oczekuję komków , bo to naprawdę jest najlepsza motywacja dla mnie!
                                                                                                                                              Tina ;*
Ehh , wiem , że miała być dzisiaj , ale nie wyrobie :( Ale mam pocieszajke:
http://www.youtube.com/watch?v=toggckXEDSg
kocham <3
                                                                                                                                     Tina ;*

środa, 25 września 2013

Kolejna część , z małym opóźnieniem :) Dziękuję za 3200 wejść ;*
Do zakochania jeden krok cz.8
W pomieszczeniu panował półmrok. Miałam związane ręce. Było zimno. Bardzo zimno. Rozejrzałam się. Kilka metrów ode mnie stała szafka. Postanowiłam zobaczyć co w niej jest. Podeszłam i ... zamarłam z przerażenia. Za meblem leżał Igor z rozciętym łukiem brwiowym , a kilka kroków za nim...Maks. Chyba usłyszał mój cichy pisk , bo zaczął się budzić. Zauważył mnie.
-Alicja, co się dzieje, co my tu...
-Chyba nas porwali.
-Co?!
-Porwali.
-Ale, ale jesteśmy tu wszyscy , tak?
-Nie...nie ma Asi.
-O nie...
-Maks, co my teraz zrobimy?-rozpłakałam się. Nie potrafiłam znieść tego wszystkiego. Wstał powoli i ruszył w moją stronę. Przytulił mnie mocno do siebie. Potrzebowałam go , jak nikogo innego. Usiedliśmy pod ścianą. Objął mnie ramionami.
-I co teraz będzie?
-Nie wiem. Naprawdę nie wiem Alicja.
-Ale będzie dobrze prawda?
-Tak, będzie. Musi być...
Usłyszeliśmy szczęk drzwi. Uchyliły się lekko i ktoś wrzucił do pomieszczenia Aśkę. Bezwładne ciało osunęło się na podłogę. Była nieprzytomna. Maks pierwszy podbiegł do niej i odwrócił ją na plecy. Upadła naprawdę niefortunnie - na twarz. Zdarta skóra na czole i nosie. Jako lekarze wiedzieliśmy co znaczy takie coś- goi się łatwo , ale zostają okropne blizny na całe życie. Maks wziął ja na ręce i położył delikatnie pod ścianą. Nie wiedząc co dalej ze sobą robić usiedliśmy. Usiedliśmy , czekając na niewiadome, czekając na porywaczy, czekając na być może śmierć...
*****
W tym samym czasie. Toruń.
-Ci to mają dobrze , co? W dwójkę , ciągle piękna pogoda...
-Sylwia ty chyba powoli zapominasz , że oni pojechali tam na misje , nie na wakacje.
-Oj no wiem , wiem...
-To po co ciągle o tym gadasz?
-A tak jakoś...
-Przyznaj się , znowu nie układa ci się z Ordą , co?
-No nie... a co z Filipem?
-Dobrze.
-O , widzę , że chyba jednak nie wszyscy mają takie szczęście w miłości jak te dwa skubance.
-Należy im się , tyle już przeszli.
-Racja...
Do bufetu wpadła pielęgniarka. Podbiegła do naszego stolika.
-Mamy informację o porwaniu polskich lekarzy w Somalii!
-O nie...
Pobiegłyśmy do lekarskiego. Leon puścił wiadomości na duży ekran. Pokazywali zdjęcia zaginionych. Pierwszy - mężczyzna o krótkiej brodzie i wesołych oczach - nie znałyśmy go. Druga była kobieta. Długie ciemne włosy do łokci, szczery uśmiech. Wyglądała na sympatyczną. A później...nikt nie wierzył w to co właśnie było pokazane. 2 Zdjęcia , a zmieniły tak wiele , wywróciły świat kilku ludzi w tym pomieszczeniu do góry nogami. Alicja i Maks. Na jednym z wywiadów w somalijskim szpitalu. Trzymający się za ręce. A potem dwa pojedyncze zdjęcia i podpis " Lekarze porwani w Somalii! Nie ma żadnych dowodów na to , że żyją." Elżbieta nie kryła się ze łzami. Leon przysiadł z wrażenia. Wydawało się , że to jakiś chory sen. Nie wierzyłam, w to co przed chwilą obejrzałam. Stałam dalej w miejscu. Osłupiała. Nie potrafiąca dokonać nawet najmniejszego ruchu. Porwani. W obcym kraju.
*****
Obudził nas trzask. Spałam z głową opartą na ramieniu Maksa. Podniosłam ją i zaczęłam nasłuchiwać. Przez mój ruch on też się przebudził.
-Co się...
-CIIII!
Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Palcem wskazującym pokazałam na sufit. Zauważyłam , że zmarszczył brwi. Po chwili usłyszałam , to co najwyraźniej spowodowało jego zamyślenie. Skrzypienie. Dźwięk jaki wydają schody w starym domu. Stawało się coraz głośniejsze. Ktoś schodził do nas. Otworzyły się drzwi. Ujrzeliśmy jednego z naszych oprawców. Miał zasłoniętą twarz, jednak nawet przez tak malutką szparkę na oczy, byłam w stanie dostrzec , że kiedy zobaczył w jakim stanie są uśmiechnął się. Szyderczo. Jakby z ... satysfakcją? Zadowoleniem? Nie wiem jakie uczucia targają ludźmi , że robią takie rzeczy. Wszedł do pomieszczenia , i skierował się w stronę kąta, w którym leżeliśmy z Maksem. Wskazał na mnie palcem. To był chyba znak, że mam z nim iść. Przytuliłam się jeszcze raz do Maksa i powoli wstałam. Przytuliłam się , bo nie wiedziałam co mnie czeka. Przytuliłam , bo mogliśmy się już więcej nie zobaczyć...
*****
Weszłam do jakiegoś dziwnego pokoju. Na środku stało krzesło. Porywacz posadził mnie na nim i związał mi ręce za oparciem , tak , że nie mogłam w ogóle nimi poruszyć. Wszedł drugi mężczyzna. Wywnioskowałam to po jego sylwetce. Kiedy mnie zobaczył roześmiał się. Wyciągnął zza pleców karabin. Przeraziłam się. Nigdy nie spodziewałam się , że w ten sposób zginę. Przystawił mi pistolet do głowy. Potem usłyszałam huk. Nastała ciemność. Nie czułam już bólu. Nie czułam już nic...
__________________________________________________
Czytasz-komentuj! To naprawdę najlepiej motywuje ;p Postaram się nexta może nawet jutro , więc sprawdzajcie kochani :*
                                                                                                                                              Tina ;*

czwartek, 19 września 2013

I jeszcze jedna , bo mam coś dobry humor :D
Do zakochania jeden krok cz.7
Mieszkaliśmy w czwórkę. Mieliśmy 5 pokojowe mieszkanie: kuchnie, łazienkę, malutki salon i 2 sypialnie z pojedynczymi łóżkami. Ja mieszkałam w pokoju z Aśką a Maks z Igorem. Wstaliśmy wcześnie. Nie wiem jak oni , ale ja nie potrafiłam się przyzwyczaić do panującej tu temperatury. Kiedy wybierałam się rano postawiłam przede wszystkim na wygodę. Spodenki 3/4 w kolorze khaki, biała bokserka i ciemnozielona koszula. Włosy spięłam w kucyk. Asia wyglądała bardzo podobnie. Uśmiechnęłam się. To było niemożliwe! Znałyśmy się dopiero 1 dzień a ja już miałam uczucie jakbym ją znała całe życie. Zabawne. Wyszłam z pokoju. Panowie siedzieli już przy stole. Z tego co widziałam oni też się dogadali. Po śniadaniu pojechaliśmy do szpitala. Słońce grzało niemiłosiernie. Pierwszy dzień nie był taki zły. Nie miałam żadnych poważniejszych operacji , większość pacjentów to były złamania, rany do zszycia i tego typu inne błahostki. Do "domu" wróciliśmy koło 18.00. Zadzwoniłam do taty żeby zdać relację bo wiedziałam , że inaczej nie da mi spokoju...
                                                                          <><><><>
3 miesiące później
Pracuje się dobrze. Poduczyliśmy się w miarę języka i umiemy już wydukać kilka najpotrzebniejszych zwrotów... Nareszcie koniec! Dzisiaj miałam zdecydowanie jeden z tych ciężkich dni. 3 operacje, i kilka lżejszych przypadków, ale musieliśmy zostać dłużej żeby zoperować jeszcze jeden ciężki przypadek , który nie mógł zaczekać do rana. Wsiedliśmy do Jeepa. Nie lubiłam późno wracać z tutejszego szpitala. Większość drogi do naszego "miasta" prowadziła przez pustkowie. "Za dużo horrorów, za dużo horrorów Alicja!" zganiłam sama siebie. To przez nie miałam teraz jakieś chore wyobrażenia. Ułożyłam się wygodniej w fotelu. Zaczęłam drzemać. Usłyszałam huk i coś nagle wstrząsnęło autem. Chwilę później pojazd się zatrzymał...
-Chłopaki, co się dzieje...-zaczęłam zaniepokojona
-Chyba złapaliśmy gumę.-odpowiedział Igor.
-A od kiedy wtedy wybuchają opony?!- zirytowałam się.
-Spokojnie Alicja, spokojnie. Wszystko jest ok , zaraz to naprawimy siedźcie w aucie. Chłopcy wyszli i zostawili nas same w samochodzie.
Denerwowałyśmy się. Nie było ich już dobre 5 minut. Postanowiłam to sprawdzić. Mam nadzieję , że się z nas nie nabijają w ten sposób , bo mi wcale nie było w tej chwili do śmiechu.
-Pójdę sprawdzić co z nimi...
-Ok , idę z tobą.
-Nie.
-Co?
-Nie.
-Dlaczego?
-Lepiej będzie jeśli wyjdzie tylko jedna z nas.
Spojrzała na mnie niespokojnym wzrokiem. Bała się. Widziałam to w jej oczach. Otworzyłam delikatnie drzwi i wyszłam z pojazdu. Poszłam za auto. Ani żywej duszy.
-Halo? chłopaki, jesteście tu?
Wyjrzałam za samochód. Zobaczyłam jakąś ciemną sylwetkę idącą szybkim krokiem w moją stronę.
-Maaaks?
Brak odpowiedzi. Postąpiłam kilka kroków do przodu. Wtedy rozpoznałam , że nie jest to żaden z naszych chłopaków, ale było już za późno. Ktoś zaszedł mnie od tyłu i założył mi worek na głowę. Chciałam się odwrócić , ale moja reakcja była o sekundę spóźniona. Oprawca uderzył mnie jakimś ciężkim przedmiotem w głowę. Straciłam przytomność...
_______________________________________
                                                                                                                                           Tina ;*
Szkoła -_-" już padam. Ale pisać dalej mi się chce ;p Zbliżamy się do 2200 wyświetleń ;> Sorry , że dodaje w tak nieregularnych odstępach , ale wszystko zależy od tg ile mam lekcji i wgl. Jak już wcześniej mówiłam bd dodawać kiedy tlk bd miała chwilę. A teraz już koniec gadania, następna część :)
A , i jeszcze jedno: tą część dedykuję Adze , która natchnęła mnie do napisania tego opowiadania ;*
Do zakochania jeden krok cz.6
Zbliżał się dzień wyjazdu. Maks porobił już większość badań i teraz pozostało nam już tylko spakować ubrania. Wszystko mieliśmy przygotowane, zapięte na ostatni guzik. W zasadzie cieszyłam się , że jedzie razem ze mną. W końcu kochałam go ponad życie , a poza tym miło będzie mieć przy sobie kogoś komu się bezgranicznie ufa. Tak mogłam to z całą pewnością powiedzieć. Chociaż byliśmy ze sobą dopiero półtora miesiąca ja już wiedziałam , że to ten jedyny i , że właśnie z nim chcę sobie ułożyć życie. W dodatku to poświęcenie. Każdy inny by mnie wyśmiał , a on tak po prostu , z dnia na dzień ,  postanowił że razem ze mną pojedzie do Afryki. A przecież może już stamtąd nie wrócić. Obydwoje wiedzieliśmy co tam na nas czyha. Choroby tropikalne, bandyci. A i tak chciał lecieć. Spojrzałam na budzik. Trzecia nad ranem. Odwróciłam głowę w bok. Maks spokojnie spał na poduszce obok. Najwyraźniej nie przejmował się aż tak jak ja , że jutro lecimy na pół roku do obcego kraju. Może też powinnam tak do tego podejść? Uważać to jedynie za nowe przeżycia, i przede wszystkim spełnioną potrzebę pomocy innym. Tak , zdecydowanie tak właśnie muszę zrobić! Ale to co najważniejsze w tej chwili to sen. Muszę zasnąć , bo inaczej rano będę nie do życia. Wiedziałam co pomoże na bezsenność. Przysunęłam się bliżej mojego ukochanego i przytuliłam się do jego torsu. Tak jak myślałam, już po chwili zasnęłam wtulona w mój prywatny kaloryfer jakim był Maks Keller...
                                                                      <><><><>
Tego dnia nie mieliśmy dyżuru, wpadliśmy tylko na chwilę , żeby się ze wszystkimi pożegnać. Tata , który od początku był wrogo nastawiony do mojego wyjazdu uspokoił się trochę kiedy dowiedział się , że Maks też jedzie. Chociaż w nocy postanowiłam , że podejdę do sprawy spokojnie zżerały mnie nerwy. Na szczęście mój ukochany zawsze był blisko. W ostatnich dniach przed wyjazdem  nie pytał kiedy nagle wyszłam z łazienki i przytuliłam do niego z całej siły. Bez słowa obejmował mnie wtedy ramionami i trzymał w uścisku dopóki się nie uspokoiłam. Ten dzień był męczący. Wszyscy żegnali się z nami , życzyli szczęśliwej podróży. Wróciliśmy do domu koło 20.00. Maks zaproponował żebyśmy poszli spać , w końcu o 5 mamy samolot. Nie spieszyło mi się zbytnio do łóżka. Jednak on zawsze potrafił mnie przekonać.
-Alicja, no proszę. Wszystko będzie dobrze.
-Wiem...
-To jak wiesz , to chodź idziemy spać
-Ale...
Spojrzał na mnie rozbawiony. Wziął mnie na ręce.
-Czy mi się wydaje czy wspominałam ci już jaka jestem ciężka?
-Słucham? Jesteś lekka jak piórko!
-Tak , akurat...
Położył mnie na łóżko i ułożył się wygodnie koło mnie. Pozwolił bym się w niego wtuliła. To była najprawdopodobniej jedna z ostatnich takich spokojnych nocy...
                                                                      <><><><>
Lot trwał 5 godzin. Z Somalijskiego lotniska odebrał nas jeden z sanitariuszy, z którymi mieliśmy  pracować , przedstawił się jako Igor. Sprawiał wrażenie sympatycznego. Kiedy jechaliśmy Jeepem zadzwoniłam do taty powiedzieć , że wylądowaliśmy i , że wszystko ok. Kiedy przyjechaliśmy , poznaliśmy jeszcze Asię. Od razu złapałyśmy wspólny język. Okazało się , że będziemy pracować parami. Złapaliśmy się z Maksem za ręce. Było jasne , że większość czasu będziemy starać się spędzać razem, na pomaganiu innym. Jedna z miejscowych lekarek , jako-tako umiejąca posługiwać się językiem angielskim pokazała nam mieszkanie. Było w środku jednego z "większych" miast. Do szpitala mieliśmy 10 minut drogi. Rozpakowaliśmy się i poszliśmy spać. W końcu jutro po raz pierwszy mieliśmy iść do pracy e tutejszym szpitalu. Nie wiedzieliśmy co tam zobaczymy...
 

niedziela, 15 września 2013

Jest next, następne części bd się pojawiać kiedy tylko będę miała czas ;> Mam już świetny pomysł co do ich dalszych losów więc obserwujcie i czytajcie ;) Coś czego jeszcze nikt nigdy nie napisał...
Do zakochania jeden krok cz.5
Byłam wykończona , jednak gdy się położyłam nie potrafiłam zasnąć. Wciąż myślałam o tym co się wydarzyło. Czy to nie zbyt szybko? Ale z drugiej strony kocham Maksa i chcę z nim być. Beata mówi , że mam słuchać swojego serca. A on jest przecież delikatny , czuły, opiekuńczy... więc jakie są przeciwwskazania? Obawa , że mnie zrani? Nie, nie zrobiłby tego... Czemu ja się tym tak przejmuje? Jeśli teraz nie spróbuję , potem może być już za późno. Jutro mu powiem. Moment, moment...ale co? Że chce z nim być? Że nie chcę? Sama nie wiem...
                                                                    <><><><>
Weszłam do szpitala. Kiedy tylko zobaczyła mnie jedna z recepcjonistek od razu ruchem ręki zachęciła mnie bym podeszła do lady.
-Pani doktor, poczta do pani...
-Do mnie?
-Tak, tak, odpisała ta fundacja , do której pisała pani w zeszłym tygodniu...
-Ah tak , pamiętam. Dziękuję.
Poszłam do szatni. Co ja teraz zrobię. Od zawsze moim marzeniem było wyjechać do Afryki i tam pomagać biednym, jednak Krzysztof nigdy mi nie pozwolił. Ale przed weekendem stwierdziłam , że przecież teraz mogę już sama decydować o swoim życiu i wysłałam propozycję do jednego stowarzyszenia. A teraz wyszła ta sprawa z Maksem. Wyjazd miał trwać pół roku! Dopiero co się odnaleźliśmy ze swoimi uczuciami a już nasz związek miał być wystawiony na tak wielką próbę. Nie mogę na to pozwolić. Jestem kompletnie rozdarta. Jedno wiem na pewno. Obojętnie na co się zdecyduję , muszę niezwłocznie powiedzieć o całej sprawie Maksowi...
                                                                    <><><><>
Zaraz po dyżurze poszłam do szatni. Postanowiłam , że na niego poczekam i razem pojedziemy do niego. Musimy porozmawiać. Wszedł do szatni. Rzucił krótkie serdeczne "cześć" w moją stronę i zaczął się przebierać. Nie odpowiedziałam. W dalszym ciągu siedziałam jak w amoku. Chyba się zaniepokoił bo podszedł, i kucnął naprzeciw mnie.
-Hej, wszystko okej? Co się stało?
-Musimy porozmawiać...jest sprawa.
-O co chodzi? Nie chcesz ze mną być? Faktycznie może za szybko się zaangażowałem. Ja...-położyłam mu palec na usta , sygnalizując , że ma być już cicho.
-Chcę, bardzo chcę. Tu nie chodzi o nas.-uśmiechnęłam się delikatnie- No , ale teraz przebieraj się i jedziemy do ciebie. Muszę ci coś powiedzieć...-dodałam już weselszym tonem.
                                                                     <><><><>
Weszliśmy  do mieszkania Maksa. Zaprowadził mnie do salonu. Nie spodziewałabym się tak przytulnego mieszkania. Pomarańczowo-czerwone ściany , brązowa kanapa a do tego wszystkiego regały z książkami. Od razu przez moją głową prześlizgnęła się myśl "mogłabym tu zamieszkać" , ale od razu ją odgoniłam. Nie wiadomo jak to wszystko będzie. Wszedł do pomieszczenia i usiadł obok mnie. Podkuliłam nogi pod siebie i przytuliłam się do niego. Potrzebowałam jego bliskości aby podjąć właściwą decyzję.
-No, to teraz mów o co chodzi .
-Bo widzisz odkąd skończyłam studia medyczne , zawsze marzyłam aby wyjechać na misje do Afryki, jednak Krzysztof nigdy mi na to nie pozwalał. Twierdził , że mam tu wszystko co najlepsze i nie zamierza mnie wypuszczać do jakiegoś buszu. I tak mijały po kolei miesiące. Później mnie zdradził i przyjechałam tutaj. Zaczęłam nowe życie i obiecałam sobie, że podczas niego wyjadę do Afryki. Wysłałam nawet zgłoszenie. Ale ... wczorajszy dzień wszystko zmienił. Już sama nie wiem co mam zrobić. Misje zawsze były moim największym marzeniem , ale pojawiłeś się ty i... pomóż mi podjąć decyzję.-spojrzałam na niego. Widziałam , że zastanawia się nad odpowiedzią.
-Słuchaj Alicja... nie ukrywam , że twój pomysł jest istnym szaleństwem, ale nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Jeśli chcesz to jedź. Jest tylko jeden warunek...
-Jaki?
-Jadę z tobą.
-Słucham?!
-Jadę z tobą. Nie pozwolę w końcu żeby jakiś miejscowy wyrywał mi dziewczynę. No , to kiedy wyjeżdżamy?
-Za miesiąc, ale...jesteś pewny , że tego chcesz? To w końcu pół roku w zupełnie obcym kraju. Z dala od cywilizacji, tam wszystko rządzi się swoimi prawami...
-Ej , ej , dziewczyno , spokojnie. Z tobą mógłbym pojechać nawet na alaske. Byle razem.-uśmiechnął się do mnie i przyciągnął mocniej do siebie. Trwaliśmy tak chwilę.
-No , ale teraz już wstawaj, zrobiło się późno, muszę cię odstawić do domu , bo twój ojciec będzie zły. A i pamiętaj jutro po pracy znowu jedziemy do mnie musimy wszystko omówić!
-Ależ naturalnie doktorze.
-Nabijasz się ze mnie?
-Skądże doktorze, gdzież bym śmiała.
-Czyli nabijasz.
-Skąd to panu przyszło do głowy...doktorze-zaśmiałam się w głos , i próbowałam uciekać przed Maksem , ale był szybszy. Złapał mnie w pół i przyciągnął do siebie.
-Już ja ci dam się ze mnie nabijać.- odwrócił mnie i spojrzał mi w oczy potem zbliżył swoją twarz do mojej. Powoli , nie spieszył się. Kiedy nasze usta dzieliło już tylko kilka centymetrów , niespodziewanie odsunął się i zaczął mnie łaskotać. Wiedział , jak mnie pozbawić zdrowych zmysłów. Próbowałam mu się wyrywać , ale to było na nic. Śmiałam się jak wariatka. Kiedy trochę się uspokoiłam zaprzestał. Zeszliśmy razem na parking i odwiózł mnie pod dom. Pocałowałam go jeszcze szybko na pożegnanie i popędziłam pod drzwi, bo akurat jak na złość zaczęło padać. Wbiegłam do domu.
-Heeej!-zawołałam. Cisza.-Halooo , jest ktoś?- Dalej głucho. No tak , pewnie mają nocny dyżur. Wykąpałam się i położyłam do łóżka. Wzięłam książkę i zagłębiłam się w lekturze. Po chwili usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Kroki na schodach. Nagle do mojego pokoju wparowała Beata.
-Możesz mi powiedzieć co miałaś takiego ważnego do roboty , że nas olałaś i nie przyszłaś do bufetu tak jak się umawiałyśmy?! Czekałyśmy na ciebie.-spojrzała na mnie z wyrzutem. No tak , przez to całe zamieszanie z wyjazdem kompletnie zapomniałam o spotkaniu! Beatę może jeszcze jakoś uda mi się udobruchać , ale wiedziałam , że z Sylwią nie pójdzie mi tak łatwo...
______________________________________________
Coś zupełnie innego ;D Nwm na razie kiedy będzie next bo mam małe zamieszanie w szkole, ale postaram się jak najszybciej dodać ;> komentujcie i udostępniajcie bloga :) i pamiętajcie oczywiście o mojej świętej zasadzie czytasz-komentuj. A jeśli ktoś ma jakieś pomysły na opowiadania to piszcie na maila(jest podany z boku) chętnie wdrożę w życie. To tyle.
                                                                                                                                             Tina ;*

piątek, 13 września 2013

I następna ;) tylko mam nadzieję , że pamiętacie o świętej zasadzie czytasz-komentuj. Chociaż wejścia mówią same za siebie ;>
Do zakochania jeden krok cz.4
-Czyli chyba wpadliśmy...- uśmiechnęłam się
-No chyba tak...
-Ale wiesz mi to w sumie nie przeszkadza , aż tak źle nie trafiłam...-spojrzał na mnie .
-Aż tak źle?! Już ja ci dam!-podniósł się i dźgnął mnie delikatnie w żebra. Zaczęłam mu uciekać. Wziął mnie na ręce.
-Nie, zostaw, zostaw Maks , jestem ciężka...zostaw!...-nie potrafiłam przestać się śmiać.
-Teraz cię już nigdy nie wypuszczę!
-Jesteś pewien? Ponoć jestem trudnym do zniesienia domownikiem.
-Jakoś sobie poradzę
-Dobra a teraz mnie już puść
-Nie
-Co? Jak to nie?
-Nie
-Ale dlaczego?- cała ta sytuacja coraz bardziej mnie bawiła
-Nie puszczę cię dopóki nie dasz mi całusa
-Na to nie licz-zaśmiałam się
Zrobił obrażoną minę.
-W takim razie nawet nie myśl o wczesnym powrocie do domu.
-Oj Maks...
-Tak?- odwrócił głowę w moją stronę. Złapałam go za brodę i przyciągnęłam jego twarz do swojej. Pocałowałam go delikatnie. Postawił mnie na ziemi. Nie wiadomo ile byśmy tak stali , gdyby nie Jivan.
-No już gołąbeczki , a teraz proszę odwieść panią Szymańską do domu panie doktorze-starał się zachować poważną minę.
-Ależ oczywiście.
Kiedy wychodziliśmy , trzymaliśmy się za ręce. Czułam , że mam go przy sobie. Jednak już nie jako przyjaciela , tylko kogoś znacznie bliższego sercu...
                                                                     <><><><>
Podjechaliśmy pod dom.
-No to ja już pójdę...
-Zaczekaj chwilę.
-Tak?
Popatrzył na mnie chwilę, zbliżył swoją twarz do mojej i pocałował mnie z taką czułością , na którą nikogo przed nim nie było stać.
-A za co to?
-Musi mi starczyć na całą noc ,kiedy nie będę cię widział.
-Przestań już , przestań...
-Twe oczy jaśniejące jak gwiazdy na niebie...
-Jesteś romantykiem
-Nie jestem
-Jesteś , okazało się , że jesteś
-Nie , wcale nie
-Ale to cudownie- zaśmiałam się i otworzyłam drzwi. Zanim wyszłam pocałowałam go jeszcze w policzek- Pa i do jutra!
-Pa...
                                                                   <><><><>
Weszłam do domu. Miałam cichą nadzieję , że Beata jeszcze śpi. Niestety tak jak podejrzewałam , myliłam się. A więc będzie przesłuchanie... Nie wiedziałam ,że moja siostrzyczka ma tak dobry słuch. Kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam kroki na schodach.
-No , gdzie byłaś , przyznaj się
- A , w szpitalu, u Sylwii...
-Ala - spojrzała na mnie sceptycznie- mówiłam ci , że nie umiesz kłamać. Mnie nie oszukasz. No , to gdzie byłaś naprawdę?
-W szpitalu, mieliśmy rannych z karambolu na moście , a później miałam nocny dyżur.
-Ok , załóżmy , że ci wierze. A kto cię przywiózł?
-Maks
-Uuuu Maks. To coś poważniejszego?
-A ty skąd wiesz?
-Wszyscy to widzą tylko wy sami , nie
-A wiesz , że dzisiaj chyba właśnie też zobaczyliśmy?
-Serio?! To już , opowiadaj wszystko ze szczegółami! Co mówił, jak całuje. Wszystko!
-Ej , ej powoli! Umawiamy się tak: jutro w bufecie, o 14 i przyprowadź też Sylwię to wszystkiego się dowiecie. Nie będę przecież powtarzać dwa razy!
-Ok
-A teraz idę spać bo jestem strasznie zmęczona...
-Co , zajęcia z doktorem Kellerem tak cię wykończyły?
-Beata!
-No co?!
-Nic , nic...- zaśmiałam się i poszłam się położyć
___________________________________________
wyszła trochę taka komediowa;D
                                                                                                                                   Tina ;*

środa, 11 września 2013

Kolejna część , sorry , ale mam po prostu zawrót głowy na razie i nwm jakie bd przerwy pomiędzy , ale postaram się kiedy tylko bd miała wolną chwilę dodawać ;> A , i jeszcze jedno postanowiłam , że będzie to całkiem nowa historia , ale bd wplatać też niektóre wątki w serialu , pacjentów itp.
Do zakochania jeden krok cz.3
Podczas dyżuru cały czas byłam rozkojarzona.
Ciągle myślałam tylko o tej rozmowie. Jak go sprowokować...Byłam kompletnie zdezorientowana, ale wiedziałam , że muszę na coś wpaść. Weszłam do sali , do której wołał mnie tata. Stałam koło łóżka pacjentki i nie zwracałam najmniejszej uwagi na to co mówił.
-Ala...
Zero reakcji.
-Alaa??
Otrzeźwiałam.
-Tak?
-Mogę prosić o wyniki?
Podałam mu papiery.
-Dziękuję.
-Jeżeli się już do niczego nie przydam , to ja idę , dobrze?
-Tak , tak , oczywiście...
Wyszłam i powolnym krokiem udałam się do bufetu. Muszę coś z tym zrobić!! Nigdy nie łączyłam pracy z życiem prywatnym. Owszem w warszawie wiedzieli , że jestem z Krzysztofem , ale nie afiszowaliśmy się z uczuciami. Najwyżej trzymaliśmy się za ręce. A tu? Zaczynam wariować. Nie potrafię przestać o nim myśleć. Co się dzieje? Zakochanie? Nie , na pewno nie... A może? Ale przecież dopiero co skończyłam z Krzyśkiem , a poza tym Maksa znam ledwie dwa dni! Przechodziłam niedaleko recepcji , kiedy byłam daleko widziałam , że recepcjonistki szepcą coś z sobą , jednak gdy podeszłam do lady od razu ucichły. W pierwszej chwili się zdziwiłam , po chwili przypomniałam sobie o co im pewnie chodziło. Mój rzekomy "romans" z Leonem. Uśmiechnęłam się. Ta sytuacja była komiczna, ale razem z Beatą i tatą postanowiliśmy jeszcze trochę poudawać i zobaczyć do jakiego stadium rozwiną się plotki, moja siostra i Sylwia miały nas informować. Może Leon mi się oświadczy , albo zajdę w ciąże. Ela też o wszystkim wiedziała i sama była ciekawa. Jak na razie chyba dobrze udawaliśmy, bo cały szpital aż huczał.  Weszłam do lekarskiego , nie było nikogo , poszłam do szatni , przebrałam się szybko i pojechałam do domu. Po kąpieli wzięłam jakąś książkę, i usiadłam wygodnie w fotelu. Nie potrafiłam się skupić. Zdałam sobie sprawę ,że czytam tą samą linijkę po raz piąty , a wciąż nie wiem co się właśnie wydarzyło. Zamknęłam lekturę i odłożyłam ją na stolik. Czyli z czytania dzisiaj nici. Postanowiłam więc sprawdzić , czy Beata już wróciła. Zawsze , kiedy przyjeżdżałam a tata miał nocny dyżur , brałyśmy pop corn , jakieś napoje i urządzałyśmy sobie całonocne pogawędki w moim pokoju. Zeszłam na dół. Światło w kuchni , może już jest wchodzę. Widzę jak moja ukochana siostrzyczka śpi podpierając głowę na rękach. No tak , pewnie miała ciężki dyżur.
-Beata...
Stoję koło niej i staram się ją delikatnie obudzić
-Beata...
Powoli otwiera oczy.
-Musisz się przespać , pogadamy rano.
-Ale...
-Żadne ale, już mi do łóżka-śmiejemy się obydwie.
Zauważam ,że przez moją rodzinę... dobra sama siebie nie oszukam , przez moją rodzinę i przez NIEGO coraz częściej się śmieję. Chyba pójdę już się położyć. W końcu jutro muszę być w formie. Ciekawe , czy będzie miał dyżur..."Alicja nie myśl już o nim" karcę sama siebie. Muszę zasnąć, musze na chwilę oderwać się od tej sytuacji...
                                                                        <><><><>
Kocham to uczucie. Biegniesz , i wydaje ci się , że ze wszystkim już sobie dasz radę. Tę cudowną sielankę przerywa jednak mój telefon . Wezwanie do szpitala, karambol na moście , mnóstwo rannych. W pierwszym momencie myślę ,że pobiegnę się przebrać i samochodem pojadę do,ale po chwili uświadamiam sobie , że straciłabym za dużo cennego w tej sytuacji czasu. Już niedaleko. Biegnę sprintem , wpadam do szpitala i kieruję się prosto na SOR. Razem z pozostałymi lekarzami spędzamy długie godziny na udzielaniu pomocy , drobne zabiegi , poważne operacje. Do tego zaraz po całej akcji mam nocny dyżur. Łudzę się , że będzie spokojny , jednak wiem , iż po tego typu wypadkach jest to niemożliwe. Mamy 27 rannych osób. Co chwilę będą wezwania, pogorszenia stanu zdrowia. Nie ma się co okłamywać...
                                                                        <><><><>
Miałam rację. Przez całą noc nie zmrużyłam nawet oka. Rano zmęczona zdałam dyżur tacie , a teraz siedzę i staram się skupić na tym co mówi do mnie Sylwia.
-Powinnaś odsapnąć.
-Posiedzę tutaj...
-Odpoczywa się w domu.
-Zostaję.
Nie patrzę w jej stronę. Doskonale wiem jaką ma teraz minę. Ale wie dobrze , że mnie i tak nie przekona.
-To ja już idę , pa. Tylko pamiętaj , prześpij się trochę.
-Tak , tak , wiem...
Wyszła z pomieszczenia. A może faktycznie pójdę do domu? Tak , ma rację muszę trochę odpocząć. Wstaję biorę torbę. Zakręciło mi się w głowie. Ostatnie co pamiętam to ostry ból w lewej skroni...
                                                                         <><><><>
Otwieram oczy. Chcę się podnieść , jednak czuję , że ktoś mnie powstrzymuje, więc kładę się z powrotem. Po chwili słyszę uspokajający głoś Jivana
-Leż i odpoczywaj. Rozglądam się po pomieszczeniu. Lekarski. A obok stoi Maks i ściska moją dłoń. Zaczyna mówić. Jak ja kocham ten nieziemski głos...
-Nieźle nas wystraszyłaś. No , ile nie spałaś , przyznaj się.
-Koło ... 25 godzin?
Uśmiecha się do mnie pobłażliwie i kręci głową.
-Jesteś niemożliwa
-Wiem -uśmiecham się
Do rozmowy wtrąca się Jivan
-To ja już pójdę, nie jestem dłużej potrzebny...
Gdy tylko wychodzi kiwam na Maksa palcem żeby się przysunął bliżej mnie. Kiedy jest już niedaleko łapię go za koszulkę , podciągam się i całuję go. Oddaje pocałunek , obejmując mnie delikatnie ramieniem. Uśmiecha się do mnie. Chwila jest idealna. Chciałabym żeby tak było zawsze. Chciałabym się koło niego budzić i zasypiać , chciałabym być cały czas koło niego , chciałabym wiedzieć , że jest tylko mój i żadnej innej kobiety.
-Słuchaj wiem , że to głupie bo znam cię dwa dni , ale ... chyba się w tobie zakochałem.-Odsuwam kawałek twarz , żeby spojrzeć w jego oczy. Widzę , że boi się reakcji. Uśmiecham się tylko i szepcze mu na ucho
-Ja też się chyba w tobie zakochałam...
________________________________________________
Co tu dużo mówić... skrycie liczę na tysiąc wejść ;> A jak część? fajna?? SCZERZE PROSZĘ bo nwm czy mam jeszcze dalej pisać.
                                                                                                                             Tina ;*
                                                                        

poniedziałek, 9 września 2013

500 wejść. Chyba nie nadążam za wami z opowiadaniami ale kiedy tylko bd miała wolną chwilę to wrzuce ;>
                                                                                                                                                  Tina ;*

niedziela, 8 września 2013

Zaczynam się bać ! Wyświetlenia rosną w ekspresowym tempie! Tak się z tego cieszę , że nie macie pojęcia. ;> Uśmiecham się do monitora! I oby tak dalej
No to mnie rozbroiło <3
Wow 280 wejść! Dziękuję a w zamian kolejna część tym razem trochę krótsza. Jeszcze raz dziękuję i oby tak dalej! ;>

Do zakochania jeden krok cz.2
Wstałam wcześniej i zeszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Po chwili dosiadła się do mnie Beata.
-A ty co taka zamyślona? Pamiętaj ,że za dwie godziny wychodzimy do szpitala. Pokaże ci wszystko co i jak .
-Tak , tak ...-prawie w ogóle jej nie słuchałam , tylko dalej patrzyłam pustym wzrokiem przed siebie.
-Ej , siostra wszystko dobrze?-otrzeźwiałam.
-Tak, nie martw się , wszystko ok...
W głębi duszy jednak wciąż myślałam o Krzysztofie. Zawsze wydawał mi się ideałem. Był opiekuńczy, kochający, romantyczny. Ile mnie zdradzał? Miesiąc? Rok? Ja chciałam sobie z nim ułożyć życie a on mną tak po prostu pogrywał! Planowaliśmy ślub , dzieci. A teraz została mi już tylko moja rodzina. Nie będę płakać. Zaczynam od początku. Coś się kończy a coś zaczyna...
                                                                       <><><><>
Szłyśmy właśnie do lekarskiego . Poznałam już dyrektorkę i większość szpitalnego personelu. Sylwia była tu oddziałową ,wiedziałam , że się dogadamy. Miałyśmy podobne charaktery. Weszłyśmy do pomieszczenia. Na kanapie siedział mężczyzna , którego jeszcze nie poznałam. Domyśliłam się ,że to ten słynny w szpitalu Maks Keller. Żartobliwie nazywali go cudotwórcą. Beata przedstawiła nas sobie.
-Dobra , to ja już idę. Pogadajcie może trochę ze sobą co?- Beata najwyraźniej już chciała mnie swatać!
-Ekh, em to... skąd przyjechałaś- Maks chyba chciał jakoś nawiązać kontakt.
-Z warszawy.
-Uuu , stolica
-Tak, masz coś przeciwko?
-Nie , chętnie poznam kogoś kto pracował w ważnym szpitalu
-Oj przestań się już ze mnie nabijać!
-Ja się wcale nie nabijam.- uśmiechnął się.-A w jakim szpitalu , jeśli można wiedzieć?
-W Medicoverze.
-Hahaha, dobry żart-zaśmiał się , kiedy jednak zobaczył mój zdziwiony wyraz twarzy spytał-czekaj , czekaj w TYM Medicoverze?!
-Tak w tym. W prywatnej klinice.
-Nabijasz się ze mnie.
-Nie, a co? Taki jesteś zdziwiony? Widocznie jestem dobra w tym co robię.
-No , jeśli dali ci tam pracę to na pewno.
Rozmawialiśmy jeszcze długo. Mieliśmy wiele wspólnych tematów. Jednak w pewnym momencie nagle rozdzwonił się mój telefon.
-Musimy pilnie iść na SOR. Był wypadek i potrzebują naszej pomocy.
                                                                       <><><><>
Okazało się ,że to był naprawdę trudny przypadek. Od razu musieliśmy iść na salę operacyjną. Zostało postanowione, ja operuję , a Maks mi asystuje. Po jednej z trudniejszych części operacji powiedział
-Boskie ręce...-spojrzałam na niego. Popatrzył mi głęboko w oczy. Gdyby nie pacjent mogłabym tak stać godzinami. Jednak przypomniało mi się , że przecież nie jesteśmy sami. Jednak nawet gdy wieczorem wróciłam do domu , wciąż moje myśli krążyły tylko wokół niego.
Nie wiedziałam dlaczego. Dopiero co odeszłam od Krzysztofa a już miałam się angażować w nowy związek? Nie na pewno mi się tylko tak wydaje. On na pewno tak nie myśli.
                                                                        <><><><>
Weszłam do lekarskiego. Zaraz mieliśmy zacząć odprawę. Wchodząc spojrzałam po twarzach moich nowych znajomych. Kiedy zobaczyłam ojca automatycznie się do niego uśmiechnęłam. Wszyscy to zauważyli. Później , podczas przerwy zjadłam z Sylwią obiad w bufecie. Tak jak myślałam od razu przypadłyśmy sobie do gustu. Miałam już wracać do domu. Poszłam do lekarskiego. Przez szybę zobaczyłam dwie osoby siedzące na kanapie. Otworzyłam drzwi jednak dwie postacie siedzące za regałem chyba tego nie zauważyły. Słyszałam urywki rozmowy:
-Widziałeś jak się do niego śmiała...
-...
-....pewnie mają romans...
-Alicja jest dla niego za dobra...
-oo, chyba ktoś tu się zakochał...
-...i to jak...
Ten głos poznałaby wszędzie. Maks. A ten drugi? Jak on się nazywał... Jive...Jiv...Jivan! Tak Jivan!
Wyszłam jak gdyby nigdy nic zza regału. Ucichli. Rzuciłam tylko krótkie serdeczne cześć w ich stronę , wzięłam torbę i wyszłam. Jadąc do domu rozmyślałam. Muszę porozmawiać z tatą. Zaśmiałam się. A oni myślą , że my mamy romans! No tak, ale w końcu nikt nie wie ,że Leon ma dwie córki , a nazwisko mam przecież po matce. Ale zakochany doktor Keller? I to w dodatku we mnie? Teraz trzeba go tylko jakoś sprowokować do pocałunku. Już ja się tym zajmę...
____________________________________________
I jak ?? Mam nadzieję , że poprzednie to nie był jednorazowy sukces. Miłego czytania ;>
I pamiętajcie o mojej przeświętej zasadzie CZYTASZ-KOMENTUJ!!
                                                                                                                                          Tina ;*

sobota, 7 września 2013

100 wejść?? dziękuje chociaż nie wiem jak to się stało.
A tu takie podziękowanie
Ale mam z niego zaciesz <3
                                                                                                                            Tina ;*

piątek, 6 września 2013

Do zakochania jeden krok cz.1
Ten dyżur był wyjątkowo ciężki. Do szpitala przywieziono kilkanaście osób z wypadku autokaru i mieliśmy pełne ręce roboty. Na szczęście już się skończył. Do tego co chwilę trafiają mi się czerwone światła! Ale na szczęście Krzysztof obiecał , że zrobi kolację.
                                                                     <><><><>
Weszłam do naszego mieszkania. Cisza, spokój. Jakby nie było żywej duszy. Zaglądam po kolei do pokoi. Kuchnia...pusta. Łazienka...też. Salon... Nie wierzę własnym oczom. Podczas , gdy ja mam do późna dyżur, mój facet zabawia się z moją koleżanką z pracy?! Siedzą sobie i najspokojniej w świecie się całują!Zatrzaskuje za sobą drzwi. Zauważają mnie. Nic nie mówię, tylko patrzę na niego. Chciałam z nim spełnić resztę życia. Po moich policzkach spływają łzy. Nie zastanawiam się nad tym co robię. Podchodzę do szafki i wyciągam z niej moją torbę podróżną. Wrzucam do niej wszystkie moje ubrania po kolei. Nie zamierzam pozostawać w tym mieszkaniu ani minuty dłużej niż to potrzebne. Dobrze , że mam dokąd pojechać. Krzysztof wstaje , ale wie , że nic nie zdziała. Nie ma nic na swoje usprawiedliwienie. Biorę do ręki byle jaką kartkę i zapisuję na niej adres mojego taty. Zamieszkam razem z nim i z moją siostrą Beatą w Toruniu. Ojciec wspominał nawet ostatnio kiedy pisaliśmy , że w szpitalu , w którym jest ordynatorem chirurgii właśnie zwolniło się miejsce. Wtedy od razu mu odmówiłam. Przecież byłam zakochana , szczęśliwa. Ale to nie jest czas na płacz. Teraz muszę sobie wszystko poukładać i zacząć nowe życie. W Toruniu , przy najbliższych. Daję mu świstek papieru.
-Pod ten adres wyślij mi resztę moich rzeczy.
-Ale , Ala...
-Cicho. Nie kontaktuj się ze mną, nie przyjeżdżaj. Zostaw mnie i moją rodzinę w spokoju.
Patrzy na mnie smutnym wzrokiem. Jednak tym razem nie odpuszczę. Rzucam mu tylko zimne, ukradkowe spojrzenie , biorę torbę do ręki i wychodzę z sypialni. Zanim opuszczę mieszkanie wołam jeszcze tylko lodowatym tonem , na tyle głośno żeby usłyszała to też Edyta:
-Szczęścia życzę!
Wybiegam na klatkę. Już nigdy tu nie wrócę. Nie wybaczę mu. Zacznę nowe życie i zapomnę ,że istniał ktoś taki jak Krzysztof. Rozpocznę życie od nowa. W Toruniu.
                                                                       <><><><>
Zajechałam moją srebrną Toyotą pod nasz rodzinny dom. Ostatni raz byłam tu prawie 2 lata temu. Szczęśliwa zobaczyłam jednak że na piętrze, w gabinecie ojca i pokoju Beaty świecą się światła.
Podeszłam pod drzwi. Zadzwoniłam.
-Dzień dobry o co cho...Alicja!
-Cześć tato!
Podeszłam i przytuliłam się do niego.
-Ale co się stało , dlaczego nie powiedziałaś , że przyjeżdżasz ?? Na długo zostajesz?? A co z Krzysztofem?
Po ostatnim pytaniu po moim policzku znowu spłynęło kilka niekontrolowanych łez. Zauważył to.
Usłyszałam , że ktoś zbiega po schodach.
-Tato, kto przysz...Ala!!
Podbiegła i mnie wyściskała
-Na długo zostajesz? Jak tam z Krzysztofem? Kiedy ślub?
Po moim policzku łzy zaczęły już spływać całymi strumieniami.
-Oh , Beata i widzisz co zrobiłaś ? Teraz przez ciebie będzie płakać!-ojciec najwyraźniej tracił cierpliwość
-Przestań , to nie przez nią-znów zaszlochałam-może wejdziemy i wam wszystko opowiem , co?
-O nie , moja droga teraz to ty idziesz się wykąpać , a ja zaraz przyniosę ci ciepłej herbaty. Musisz odpocząć , zaczekamy do rana.-Beata odpuściła. Znała mnie na wylot wiedziała zawsze , czego mi potrzeba.
-Dobrze...-odpowiedziałam po cichu.
-No to teraz , już mi na górę!- tata się zaśmiał
Przytuliłam go i szepnęłam mu na ucho
-Dziękuję...
                                                                          <><><><>
Obudziłam się. Rozejrzałam się niespokojnie. Gdzie ja jestem?! Po chwili zaczęłam sobie przypominać wydarzenia wczorajszego wieczora. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Szybko ją otarłam. Nie będę przez niego płakać. Nie jest tego wart. Wstałam , założyłam szlafrok i zeszłam na śniadanie. Przy stole siedzieli już Leon i Beata. Rozmawiali przyciszonymi głosami. Domyśliłam się że o mnie. Nie myliłam się. Gdy tylko weszłam do kuchni, ucichli. Pani Sabinka spojrzała na mnie serdecznie.
-Dobrze cię znowu tu widzieć , dziecko!-pulchna kobieta podeszła do mnie i mnie uściskała. Odkąd w dzieciństwie zmarła moja mama , w zasadzie to ona mi ją zastępowała.
-Ja też się cieszę , że tu wróciłam.- uśmiechnęłam się delikatnie i usiadłam na krześle. Spojrzałam na moją siostrę.-Sądzę ,że należą się wam wyjaśnienia...-zaczęłam. Opowiedziałam im całą historię. Dopiero kiedy skończyłam , wróciły do mnie wszystkie wspomnienia z wczorajszego wieczoru. Zaczęłam płakać. Moja rodzina nic nie powiedziała. Wiedziała co muszę teraz przeżywać , i że żadne puste słowa pocieszenia nie zmienią sytuacji. Podeszli do mnie i przytulili. Znowu byliśmy w trójkę. Razem. Jak za dawnych lat. Wiedziałam ,że zawsze mogę na nich liczyć.
Kiedy się uspokoiłam , poszłam do gabinetu ojca. Siedział za biurkiem i wypełniał jakieś papiery.
-Tato ...-zaczęłam niepewnie.
-Tak?-podniósł wzrok.
-Ostatnio mówiłeś , że poszukujecie chirurga. Czy to miejsce nadal jest wolne? Wiem ,że minął już prawie tydzień , ale skoro postanowiłam zostać na stałe. To miło byłoby pracować , z kimś kogo się zna.- jego twarz automatycznie rozjaśnił uśmiech. Zawsze odradzał mi tego wyjazdu do Warszawy. A teraz nie dość , że miałam zostać to jeszcze pracować razem z nim w szpitalu!
-Tak, oczywiście. Nie masz pojęcia , jak się cieszę! -Podniósł się zza biurka i podszedł do mnie. Przytulił mnie.
-To kiedy mogę zacząć???
-Poczekaj zaraz zadzwonię do Eli i wszystkiego się dowiem. Przyjdź za jakieś 20 minut dobrze??
-Ok.
                                                                           <><><><>
Wszedł do mojego pokoju. Kiedy zobaczyłam na jego twarzy uśmiech , od razu wiedziałam , że mam tę pracę.
-Ela się zgadza. Jeśli masz ochotę , możesz zacząć nawet jutro!
-Dziękuje!
-Nie ma za co , córciu.
-Oj już nie bądź taki skromny , czynisz cuda! Idę powiedzieć Beacie, na pewno się ucieszy!
Czułam , że teraz zaczynam nowy rozdział życia. Że wszystko się już ułoży...
_______________________________________
I jak ?? jest chociaż znośne?? ;> Tylko pamiętajcie , o mojej przeświętej zasadzie: CZYTASZ-KOMENTUJ! Tyczy się też anonimów. Jeszcze nie wiem kiedy będzie next , to wszystko zależy od tego czy wam się podoba. Mam nadzieję ,że tak . Idę i nie zawracam wam już główki. Paaa :*
                                                                                                                                                       Tina ;*
Do zakochania jeden krok
Prolog
Spacerują po parku. Młode małżeństwo z dzieckiem. Śmieją się, wygłupiają. Widać że są szczęśliwi. Jednak nie zawsze tak było. Oczywiście , w każdym związku zdarzają się kłótnie, nieporozumienia. Ale tej dwójce znalezienie drogi do szczęścia zajęło naprawdę dużo czasu. Teraz wszystko jest dobrze. Zakochani , dom , dziecko. Ale wróćmy może do początku tej historii...Do miejsca , w którym wszystko się zaczęło...
____________________________________
I jak co myślicie jest dobrze ??                                                                                                   Tina ;*
Hej jestem nowa i zamierzam tu publikować swoje opowiadania. Większość jest "z szuflady" więc proszę o szczere opinie bo nie wiem czy pisanie ma sens. Liczę też na komentarze bo nie ma lepszej motywacji!!A więc moją największą zasadą jest i było : CZYTASZ-KOMENTUJ ! To by było na razie na tyle.
                                                                                                                                                    Tina ;*