czwartek, 19 września 2013

Szkoła -_-" już padam. Ale pisać dalej mi się chce ;p Zbliżamy się do 2200 wyświetleń ;> Sorry , że dodaje w tak nieregularnych odstępach , ale wszystko zależy od tg ile mam lekcji i wgl. Jak już wcześniej mówiłam bd dodawać kiedy tlk bd miała chwilę. A teraz już koniec gadania, następna część :)
A , i jeszcze jedno: tą część dedykuję Adze , która natchnęła mnie do napisania tego opowiadania ;*
Do zakochania jeden krok cz.6
Zbliżał się dzień wyjazdu. Maks porobił już większość badań i teraz pozostało nam już tylko spakować ubrania. Wszystko mieliśmy przygotowane, zapięte na ostatni guzik. W zasadzie cieszyłam się , że jedzie razem ze mną. W końcu kochałam go ponad życie , a poza tym miło będzie mieć przy sobie kogoś komu się bezgranicznie ufa. Tak mogłam to z całą pewnością powiedzieć. Chociaż byliśmy ze sobą dopiero półtora miesiąca ja już wiedziałam , że to ten jedyny i , że właśnie z nim chcę sobie ułożyć życie. W dodatku to poświęcenie. Każdy inny by mnie wyśmiał , a on tak po prostu , z dnia na dzień ,  postanowił że razem ze mną pojedzie do Afryki. A przecież może już stamtąd nie wrócić. Obydwoje wiedzieliśmy co tam na nas czyha. Choroby tropikalne, bandyci. A i tak chciał lecieć. Spojrzałam na budzik. Trzecia nad ranem. Odwróciłam głowę w bok. Maks spokojnie spał na poduszce obok. Najwyraźniej nie przejmował się aż tak jak ja , że jutro lecimy na pół roku do obcego kraju. Może też powinnam tak do tego podejść? Uważać to jedynie za nowe przeżycia, i przede wszystkim spełnioną potrzebę pomocy innym. Tak , zdecydowanie tak właśnie muszę zrobić! Ale to co najważniejsze w tej chwili to sen. Muszę zasnąć , bo inaczej rano będę nie do życia. Wiedziałam co pomoże na bezsenność. Przysunęłam się bliżej mojego ukochanego i przytuliłam się do jego torsu. Tak jak myślałam, już po chwili zasnęłam wtulona w mój prywatny kaloryfer jakim był Maks Keller...
                                                                      <><><><>
Tego dnia nie mieliśmy dyżuru, wpadliśmy tylko na chwilę , żeby się ze wszystkimi pożegnać. Tata , który od początku był wrogo nastawiony do mojego wyjazdu uspokoił się trochę kiedy dowiedział się , że Maks też jedzie. Chociaż w nocy postanowiłam , że podejdę do sprawy spokojnie zżerały mnie nerwy. Na szczęście mój ukochany zawsze był blisko. W ostatnich dniach przed wyjazdem  nie pytał kiedy nagle wyszłam z łazienki i przytuliłam do niego z całej siły. Bez słowa obejmował mnie wtedy ramionami i trzymał w uścisku dopóki się nie uspokoiłam. Ten dzień był męczący. Wszyscy żegnali się z nami , życzyli szczęśliwej podróży. Wróciliśmy do domu koło 20.00. Maks zaproponował żebyśmy poszli spać , w końcu o 5 mamy samolot. Nie spieszyło mi się zbytnio do łóżka. Jednak on zawsze potrafił mnie przekonać.
-Alicja, no proszę. Wszystko będzie dobrze.
-Wiem...
-To jak wiesz , to chodź idziemy spać
-Ale...
Spojrzał na mnie rozbawiony. Wziął mnie na ręce.
-Czy mi się wydaje czy wspominałam ci już jaka jestem ciężka?
-Słucham? Jesteś lekka jak piórko!
-Tak , akurat...
Położył mnie na łóżko i ułożył się wygodnie koło mnie. Pozwolił bym się w niego wtuliła. To była najprawdopodobniej jedna z ostatnich takich spokojnych nocy...
                                                                      <><><><>
Lot trwał 5 godzin. Z Somalijskiego lotniska odebrał nas jeden z sanitariuszy, z którymi mieliśmy  pracować , przedstawił się jako Igor. Sprawiał wrażenie sympatycznego. Kiedy jechaliśmy Jeepem zadzwoniłam do taty powiedzieć , że wylądowaliśmy i , że wszystko ok. Kiedy przyjechaliśmy , poznaliśmy jeszcze Asię. Od razu złapałyśmy wspólny język. Okazało się , że będziemy pracować parami. Złapaliśmy się z Maksem za ręce. Było jasne , że większość czasu będziemy starać się spędzać razem, na pomaganiu innym. Jedna z miejscowych lekarek , jako-tako umiejąca posługiwać się językiem angielskim pokazała nam mieszkanie. Było w środku jednego z "większych" miast. Do szpitala mieliśmy 10 minut drogi. Rozpakowaliśmy się i poszliśmy spać. W końcu jutro po raz pierwszy mieliśmy iść do pracy e tutejszym szpitalu. Nie wiedzieliśmy co tam zobaczymy...
 

1 komentarz: